Czy da się przewidzieć zjawiska społeczne? | To socjologiczne #20

Udostępnij strone

W ostatnim odcinku cyklu „To socjologiczne” dr hab. Paweł Matuszewski, prof. Uniwersytetu Civitas, przygląda się mechanizmom prognozowania i pokazuje, dlaczego przewidywanie wydarzeń społecznych bywa tak skomplikowane. Od badań Philipa Tetlocka nad trafnością prognoz politycznych, przez przykłady sukcesów i porażek w rozpoznawaniu talentów, aż po metaforę „efektu motyla” – dowiadujemy się, czemu małe zmiany mogą prowadzić do wielkich konsekwencji.

To zamknięcie serii, w której przez 20 odcinków odkrywaliśmy, jak socjologia pomaga lepiej rozumieć otaczający nas świat.

_______

Projekt „Podcasty i filmy popularyzujące nauki socjologiczne – rozwój kanału Civitas on Air” został dofinansowany ze środków budżetu państwa przyznanych przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach programu „Społeczna odpowiedzialność nauki II – Popularyzacja nauki”, nr umowy POPUL/SN/0091/2023/01.

TRANSKRYPCJA:

Zaczniemy od pewnej obserwacji. Ludzie uwielbiają przewidywać co się stanie. I nie jest to nic nowego. W starożytnej Grecji sławą cieszyła się wyrocznia delficka w której Pytia udzielała przepowiedni. W różnych kulturach przewidywania przyszłości towarzyszyły specjalne rytuały. Teraz sprawdzamy prognozę pogody, dyskutujemy kto wygra wybory, staramy się odgadnąć wyniki meczów albo jak zmieni się kurs akcji lub kurs walut. W skrócie, chcemy wiedzieć co się stanie w przyszłości.

Być może też część z Państwa chętnie słucha ekspertów i komentatorów, którzy wypowiadają się na takie tematy jak kto będzie rządzić, albo czy zaraz pęknie np. jakaś bańka na rynku nieruchomości, albo czy sztuczna inteligencja zabierze nam pracę. Nazywam się Paweł Matuszewski i jestem profesorem Uniwersytetu Civitas.

To już ostatni odcinek „To Socjologiczne” na kanale Civitas On Air. I będzie o przewidywaniu przyszłości.

Zapewne od czasu do czasu słyszą Państwo różne komentarze w mediach na temat przyszłości. Na przykład, że ktoś przestanie być ministrem, zostanie kandydatem na prezydenta, będą przedwczesne wybory, już za moment pęknie bańka na rynku nieruchomości, albo przeciwnie ceny będą rosnąć i to najlepszy moment na zakup mieszkania. I mówią to eksperci z dużą dozą pewności.

Dość ważne zatem jest pytanie, na ile ich przewidywania się sprawdzają. I tutaj odpowiedź jest dość problematyczna, bo takich statystyk się nie prowadzi. Prognoza, która została wypowiedziana najczęściej generuje zainteresowanie i komentarze, to na tym zależy medium. Potem już nikt się nią nie przejmuje i z nim nie rozlicza.

Ale takie niuanse jak sprawdzenie, czy ktoś dobrze prognozuje, nie umykają zainteresowaniom naukowców. Philip Tetlock przez 20 lat, między 1984 a 2003 rokiem, badał prognozy polityczne. W jego badaniu wzięło udział 284 ekspertów. Którym Tetlock zadawał pytania np. o wyniki wyborów albo czy dojdzie do wojny między wybranymi krajami.

Pytał zarówno o to, co się stanie, jak i prawdopodobieństwo tego, co się stanie, a następnie czekał, aż sytuacja pozwoli na weryfikację. Jakie były wyniki? Odpowiednie słowo to chyba… druzgoczące. Eksperci radzili sobie niewiele lepiej niż gdyby po prostu zgadywali. Nawet prosty model statystyczny, wnioskujący na podstawie danych z przeszłości działał dużo lepiej.

Ale to nie jest tylko problem komentatorów politycznych. W jednym z pierwszych odcinków „To Socjologiczne” pt. „Skąd się bierze sukces?” omawiam źródła komercyjnego sukcesu. Osoby decyzyjne. Które oceniają talenty, nie były w stanie zauważyć potencjału tkwiącego w Elvisie Presleyu, J.K. Rowling czy Walcie Disneyu.

Wszyscy z nich, a to tylko kilka przykładów, byli odrzucani i często słyszeli gorzkie komentarze na temat swoich umiejętności. A potem odnosili sukces. O tym, jak bardzo można nie rozpoznać szansy niech posłuży jeszcze przykład Google’a. Pod koniec lat 90. założyciele firmy czyli Sergey Brin i Larry Page, próbowali sprzedać Google za nieco ponad 1,5 miliona dolarów.

Nie znaleźli się chętni. Ale w tym momencie się zatrzymajmy zanim zaczniemy wyciągać wnioski. Nie wszystkie prognozy są błędne. Całkiem nieźle przewidują pogodę. Astronomowie są w stanie powiedzieć, gdzie i kiedy dokładnie pojawi się zaćmienie Słońca na setki lat zanim to się wydarzy. Inżynierowie są w stanie przewidzieć kiedy i gdzie wyląduje sonda marsjańska.

Mimo, że cały czas porusza się Ziemia Mars, Układ Słoneczny, a podróż sondy trwa średnio około 7 miesięcy. Sedno problemu tkwi zatem nie w samych prognozach, ale w tym, co chcemy przewidzieć. W pewnym uproszczeniu możemy podzielić rzeczywistość na systemy proste i złożone. Systemy proste to takie, dla których istnieje model wyjaśniający całą albo prawie całą obserwowalną zmienność.

Jeśli weźmiemy pod uwagę takie zjawiska jak zaćmienie słońca, ruch wahadła to w zasadzie znane ludzkości prawa fizyki są w stanie to wszystko przewidzieć. Ziemia czy Księżyc nagle nie zaczną obracać się w drugą stronę ani nie zmieni się ich siła grawitacji. Co innego jednak, gdy mówimy o systemach złożonych.

Problem dotyczy tego, że w systemie złożonym jego elementy oddziałują na siebie w sposób nieliniowy. Oznacza to, że możemy w nich obserwować skutki, które są nieproporcjonalne do przyczyn. Wyobraźmy sobie polską gospodarkę. Mamy w niej miliony ludzi. Tysiące firm, firmy z różnym kapitałem, politykę rządową, produkcję, która jest zależna np. od dóbr sprowadzonych z innych krajów, a cena tych dóbr może zależeć od stóp procentowych w Chinach. Jest to ogrom czynników, które są ze sobą powiązane i nie da się uchwycić tego, co się stanie w postaci praw takich samych jak prawa fizyki. W związku z tym możemy mieć do czynienia z tak zwanym efektem motyla.

Metafora z grubsza polega na tym, że motyl machając skrzydełkami w Australii wywołuje huragan w Luizjanie. Oczywiście realność tego obrazu, umówmy się, nie ma znaczenia, bo to metafora. Jej sens polega na tym, że nawet mała zmiana w jednym punkcie systemu może doprowadzić do nieprzewidywalnych ogromnych zmian w innym miejscu.

Pamiętają państwo przykład Paula Revere’a i Williama Dawesa z odcinka 8 o rozprzestrzenianiu się innowacji? Podczas wojny o niepodległość w 1775 roku wyruszyli oni, aby poinformować mieszkańców kolonii o zbliżających się brytyjskich wojskach i przygotować ich na atak. Tylko Revere’owi się to udało bo wiedział, kogo informować i informacja się dzięki temu szybko rozprzestrzeniła.

W konsekwencji Anglicy zostali odparci, a gdyby zamiast Revere’a drugi jeździec był podobny do Dawesa, którego misja mobilizacyjna miała znacznie słabszy efekt, możemy się spodziewać że kolonie by się nie obroniły, a Brytyjczycy pochwyciliby na przykład Samuela Adamsa i Johna Hancocka liderów politycznych po których przyszli. Mała zmiana a historia kolonii angielskich w Ameryce mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. Chciałem też Państwu jako ilustrację tego problemu pokazać tak zwaną „Grę w życie” autorstwa Johna Conwaya. Jest to tak zwany automaton komórkowy. Gra toczy się na nieskończonej prostokątnej siatce kwadratów czyli komórek, z dwiema możliwymi stanami każdej komórki.

Komórka może być żywa albo martwa. Gra jest sekwencyjna. W każdym kroku wszystkie komórki aktualizują się równocześnie według czterech prostych reguł. Te reguły to: jeśli komórka jest martwa, to aby ożyć potrzebuje trzech żywych sąsiadów. Jeśli komórka jest żywa i ma mniej niż dwóch żywych sąsiadów, to umiera, na przykład z nudów lub samotności.

Jeśli komórka jest żywa i ma więcej niż trzech żywych sąsiadów to umiera z braku powietrza. Podsumowując komórka żyje, gdy ma wokół siebie dwóch, trzech żyjących sąsiadów. Wydaje się to proste i przewidywalne. Zatem sprawdźmy. Zacznijmy od takiego paska złożonego z trzech komórek. Widzimy co się dzieje.

Dodajmy jedną komórkę do tego kształtu. Widzimy że kształt jest nieco bardziej skomplikowany i cały proces się zatrzymał. Już w tej chwili jednak zaryzykuję i powiem, że raczej większość oglądających nie przewidziała jak to się skończy. A teraz dodajmy znowu tylko jedną komórkę. I oto co się dzieje. Cały proces daje się zupełnie wymykać spod kontroli. Cały czas coś się rusza, niektóre kształty się stabilizują, jakieś grupy komórek się odłączają i ulegają osobnym przekształceniom.

To była jedna mała zmiana, a widzimy jak gigantyczne są jej konsekwencje. Tak działają rzeczywiste systemy złożone. Na przykład ludzie wchodzą za sobą w przeróżne interakcje, zmieniają zachowanie pod ich wpływem, nawet zmieniają zachowanie pod wpływem obserwowania innych. I nie ma w tych interakcjach tak prostych reguł jak w tej grze.

W konsekwencji przewidywanie jednostkowych zdarzeń jest w zasadzie niemożliwe. Biorąc pod uwagę to, jak systemy społeczne są czułe na drobne zmiany, można zadać pytanie, czy w ogóle warto prognozować. Według mnie tak, ale mądrze. Z badań Tetlocka wynika kilka dodatkowych wskazówek dla prognozowania. Po pierwsze, lepiej myśleć w kategoriach prawdopodobieństw niż w pewników. Na przykład nie, że wygra partia A, tylko że prawdopodobieństwo, że wygra wynosi tyle i tyle procent. Kiedyś na Twitterze publikowałem takie prognozy dotyczące wyborów politycznych. Po drugie ekonomista John Maynard Keynes powiedział kiedyś słynne słowa oskarżony o niestałość w poglądach: „kiedy zmieniają się fakty ja zmieniam zdanie. A pan?”. Chodzi tutaj o otwartość na nowe informacje. Prognozy to nie dogmaty. W obliczu nowych danych należy je aktualizować. Po trzecie w naukach społecznych, jeśli już podejmują się one przewidywać, raczej buduje się scenariusze i waży ich prawdopodobieństwo niż tworzy obraz pewnego jutro. Takie podejście zmusza do myślenia o czynnikach które mogą wszystko wywrócić. Celem nie jest przypowiednia w stylu delfickiej wyroczni, ale tworzenie czegoś w rodzaju map, które pomagają lepiej nawigować w złożonym świecie.

Dziękuję Państwu bardzo za oglądanie i za to, że byli Państwo ze mną w serii „To Socjologiczne”. Być może do zobaczenia w przyszłości.