dr Paweł Maranowski, socjolog, Collegium Civitas
Historia to cmentarzysko elit – tak twierdził słynny włoski socjolog i ekonomista Vilfredo Pareto. Elity pojawiają się i znikają na naszych oczach zastępowane przez inne elity, podlegając ciągłym procesom cyrkulacji i wymiany. Zjawisko to możemy obserwować praktycznie w każdym społeczeństwie i na każdym etapie historii ludzkości. Zdaje się, że powstanie elity, czyli ludzi posiadających władzę nad innymi jednostkami, jest nieuniknione, bowiem równość między ludźmi jest tylko mrzonką i pragnieniem niepoprawnych marzycieli o bardziej sprawiedliwym świecie. A on zawsze dzielił się na silnych i słabych, tych którym się w życiu udało i tych, którzy ponieśli sromotną klęskę. Tak przynajmniej twierdzą zwolennicy tzw. elityzmu, co ma potwierdzać tylko empiryczna obserwacja.
Słowo „elita” ma w Polsce negatywne konotacje. Używa się go najczęściej w kontekście pejoratywnym, na określenie niesprawiedliwie uprzywilejowanej kategorii społecznej, która „dorobiła się” na plecach ciężko pracujących mas społecznych. Na ile jest to obserwacja trafna, a na ile jest ona przejawem racjonalizacji osób zajmujących niższe szczeble na drabinie społecznej, trudno stwierdzić. Niemniej jednak problem z elitami w naszym kraju istnieje. Jednym z poważniejszych jest ich alienacja, czyli całkowite odrealnienie i oderwanie od codzienności, z którą zmagają się zwykli ludzie. Innym problem jest jej hermetyczność i ekskluzywność – szczególnie jeśli myślimy o klasie politycznej. Czy nie są Państwo znudzeni tymi samymi twarzami widzianymi od 30 lat? Jeśli tak, to znaczy, że coś niedobrego dzieje się na naszej scenie politycznej. Pomimo ewidentnych porażek członkowie elit trwają przy swoich przywilejach, bo daje im to często władzę i różnego rodzaju gratyfikacje. Bo, jak mawiał znany elitysta Gaetano Mosca, to nie obywatele wybierają polityków, ale to przede wszystkim politycy pozwalają wybierać się obywatelom. W takim ujęciu demokracja nie ma więc żadnego znaczenia – jest ona tylko narracją i fasadą, za którą elity władzy realizują swoje plany.
Wydaje się, że problemem polskiego społeczeństwa nie jest nawet mało intensywna wymiana elit starych na nowe, ale właśnie relacje pomiędzy elitą a nieelitą. Jeżeli władza w trakcie śmiercionośnej pandemii poprzez swoje decyzje powoduje, że protestują obywatele, to jesteśmy obserwatorami raczej negatywnego stosunku władzy do społeczeństwa. Elity nie lubią nieelit, śmiem nawet twierdzić, że część z nich nie traktuje poważnie nawet swojego elektoratu. Elity, poprzez kontrolę różnych dóbr i środków, mogą próbować kontrolować praktycznie każdy aspekt społeczeństwa i ludzkiego życia, który ugruntuje ich uprzywilejowaną pozycję. Najważniejsza jest oczywiście kontrola pieniędzy publicznych. Ich transfer w odpowiednie miejsce potrafi zdziałać cuda. Zbyt małe poparcie w wyborach wśród mieszkańców wsi? Zakupimy wozy strażackie dla miejscowości z najwyższą frekwencją wyborczą. A może nasz twardy elektorat nie jest przekonany, czy zagłosować w najbliższych wyborach na naszego prezydenta? Zainwestujemy więc w media publiczne oraz farmy trolli internetowych w social mediach. Dla elit obywatel jest tylko marionetką, którą można sterować i warunkować w odpowiedni sposób, przy użyciu odpowiednich marketingowych oraz propagandowych narzędzi. Polityka to produkt, a obywatel to konsument i jak każdemu konsumentowi można mu sprzedać wszystko, jeżeli ładnie się to zapakuje.
Czy jest jakiś ratunek przed oligarchizacją? Naukowcy zajmujący się elitami są raczej zgodni, że trudno powstrzymać ten proces, ale można przynajmniej stworzyć dla niego przeciwwagę. Odpowiednie jest więc rozproszenie władzy i jej pluralizacja. Taką rolę pełni na przykład trójpodział władzy, o ile oczywiście istnieje nie tylko na papierze, ale i w codziennej politycznej praktyce. Oprócz niego ważne, aby w społeczeństwie wykształciły się silne elity gospodarcze, elity opinii publicznej (np. celebryckie) oraz – jedne z ważniejszych i często określane czwartą władzą – elity mediów. Nie chodzi o to, żeby każda z nich funkcjonowała jako oddzielny, niezależny od innych byt. Wręcz przeciwnie, powinny one być uwikłane w różne formalne i nieformalne sieci powiązań – tylko takie ich związanie nie pozwoli jednej elicie zdobyć dominującej pozycji nad innymi. Czy zatem w Polsce mamy do czynienia z takimi elitami? W coraz mniejszym zakresie. Polskie elity są bardzo słabo zróżnicowane i bardzo osłabione kosztem elity politycznej. Silne centrum władzy oraz jego spójność ideowa z jasno wskazanym liderem powoduje, że proces centralizacji władzy politycznej tylko się wzmacnia. Odwilż – jak pokazuje historia – nadchodzi najczęściej wraz z upadkiem wodza i rozpoczęciem walki o jego spuściznę. Jest to wtedy szansa na dojście do głosu tłamszonych do tej pory elit i na wprowadzenie demokratycznego pluralizmu.
Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 29.01.2021 r.
Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/t;/a>