Bunt natury i polityczna hipokryzja

Udostępnij strone

Stanisław Mocek, socjolog, medioznawca, rektor Collegium Civitas

 

Prawdziwie apokaliptyczne obrazy docierające do nas z Australii uświadamiają nam po raz kolejny – po powodziach, tsunami, trzęsieniach ziemi – bezradność człowieka wobec żywiołów. Rewolucja technologiczna, która przeobraża życie współczesnego człowieka w każdym niemalże przejawie jego aktywności, zapowiadane zastosowania sztucznej inteligencji, opanowywanie kosmosu – wszystkie te wytwory ludzkiego umysłu nie przekładają się na panowanie nad żywiołami.

Ale wybitnie eksploatacyjny charakter działalności człowieka przez stulecia, a zwłaszcza w ciągu ostatnich dekad powoduje, że te sukcesy w technice i nauce są mocno ograniczone, kiedy następuje zetknięcie z niszczącą siłą natury. W ten drastyczny sposób Ziemia wyraża swój bunt przeciwko człowiekowi. Buntuje się natura, która tym razem australijskimi falami ognia niejako samobójczo unicestwia miliony roślin i zwierząt, a prawdopodobnie całe ich gatunki.

W ubiegłym roku oglądaliśmy podobne nieszczęścia, kiedy płonęła dżungla amazońska, afrykańskie i rosyjskie lasy, a woda zalewała bezcenne weneckie zabytki. Wobec tych wszystkich tragedii czuliśmy podobną bezradność jak w przypadku australijskiej hekatomby. Czują ją strażacy i inne służby publiczne, które mogą podchodzić do niszczących wszystko żywiołów wyłącznie zachowawczo, ratując co się da z tego, co jeszcze zostało.

Otwarte pozostaje pytanie, czy z tych wszystkich coraz częściej nawiedzających Ziemię nieszczęść płynie jakaś nauka dla politycznych decydentów. Tym bardziej że zachodzi zadziwiająca analogia między australijską polityką prowęglową, bagatelizującą efekt cieplarniany, a podejściem do tych spraw przez rodzime elity rządzące teraz naszym krajem. Koncentrując się na przedwyborczych transferach socjalnych, ignorują one raporty nie tylko dotyczące zatrucia środowiska i ocieplania klimatu, bowiem na alarm biją także specjaliści od spraw hydrologicznych, pokazujący dane świadczące o tym, że jesteśmy w Europie krajem należącym do najmniej zasobnych w wodę. I będziemy jeszcze bardziej, bo ocieplenie klimatu z roku na rok ten problem pogłębia. Nie jest wykluczone, że za dekadę wraz z zanieczyszczonym węglem i ropą naftową sprowadzanymi cały czas w stopniu przeważającym z Rosji – paradoksalnie z punktu widzenia napiętych stosunków z tym krajem – będziemy sprowadzać „baryłki” wody, dostarczane kontenerami z innych krajów, zasobniejszych w wodę od nas. Brak kompleksowej i systemowej polityki w tym zakresie doprowadzi do buntu społecznego przebiegającego naprawdę ponad podziałami, którego przedsmak na razie mamy w postaci generacyjnego protestu Młodzieżowego Strajku Klimatycznego.

Ten bunt natury, który obserwujemy teraz z oddali, powinien wywołać otrzeźwienie podobne do tego jakie obecnie przechodzi – także prawicowy – rząd w Australii. Programy socjalne, zjadane zresztą coraz bardziej przez inflację i stwarzanie miraży powszechnego dobrobytu, nie będą miały znaczenia w obliczu nie tylko tych obecnie odnotowywanych 25 tysięcy zgonów rocznie w Polsce z powodu zanieczyszczenia środowiska (a zapewne w kolejnych latach ta liczba będzie wzrastać), ale i innych klęsk, które stają się coraz bardziej realne w sytuacji globalnej wioski. W tym sensie Australia wcale nie jest tak od nas daleko i jak kiedyś się mówiło – na antypodach.

 

 

Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 10.01.2020 r.

Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/