Ciasteczkowa farsa

Udostępnij strone

dr dr Roland Zarzycki, prorektor ds. dydaktycznych Collegium Civitas

 

Uwaga. Informuję, że niniejszy tekst napisany jest w języku polskim. Czytanie go może oznaczać, że niektóre z pojawiających się w nim treści pozostaną w Państwa pamięci. Jednocześnie informuję, że treści te będziecie Państwo mogli następnie próbować ze swojej pamięci wymazać.

Z analogiczną formułką dotyczącą użycia ciasteczek niezliczoną ilość razy dziennie, mocą dyrektywy UE, zapoznają się setki milionów internautów. W głowach co najmniej części z nich pojawia się wołanie: za jakie grzechy? I można, rzecz jasna, formułować karykaturalne racjonalizacje, wskazując, że są przecież osoby, które o gromadzeniu tych danych naprawdę nie wiedzą. Można także pozostać ślepym na fakt, że nasze dane i wybory zasysane są na milion innych sposobów, i radować się bezpieczeństwem. Można też uznać, że to biurokracja i/= głupota. Wydaje się jednak, że cała ta ciasteczkowa farsa jest tylko znamieniem zjawiska znacznie większego kalibru: wielkiego, globalnego procesu przenoszenia wszelkiej odpowiedzialności na jednostkę.
Przez lwią część historii szarym obywatelom nie przysługiwały żadne prawa we współczesnym tego słowa rozumieniu. Ba, w ogóle nie było żadnych obywateli, tym bardziej zaś obywatelek. Wraz ze zdobyczami nowoczesnych demokracji, jednostki – dzięki działaniom kolektywnym – różnego rodzaju prawa (człowieka, obywatelskie czy socjalne) sobie wywalczyły. Niedługo potem niewidzialna głowa rynku uświadomiła sobie jednak, że sprawy poszły w złym kierunku, bo odpowiedzialność to koszta. Zaczęło się więc odkręcanie sprawy: wolny obywatel z własnej, nieprzymuszonej woli winien przyjąć do wiadomości i zaakceptować wszystkie możliwe krzywdy.

Nie bez znaczenia dla sprawy było utowarowienie obywatelskich roszczeń, które od dawna obserwujemy w USA, gdzie roje pazernych prawników polują na odszkodowania za niepoinformowanie klienta o tym, że mieszka na Ziemi. Ujawnia się tu napięcie pomiędzy globalną potrzebą napędzania bezmyślnej konsumpcji a potrzebą uwolnienia się od konsekwencji tej bezmyślności. Rozwiązaniem jest obywatel bezmyślny, ale wolny, a więc za własną bezmyślność odpowiedzialny.

Jak działa to w praktyce? Ilość zapisów, przepisów i ostrzeżeń przekracza możliwości percepcji zwykłego człowieka, o ile nie rzuci pracy i życia osobistego, by czytać instrukcje i umowy. Zarazem, jak nadto dobrze wiemy, ignorantia legis non excusat. Jest to przy tym narzędzie przede wszystkim dla wielkich graczy, jak urzędy, banki i inne korporacje, którzy z jednej strony mają zasoby, by odpowiedzialność na klientów przenosić, z drugiej zaś świadczą usługi do życia niemal niezbędne. Bo czy można żyć bez dostępu do e-maila lub konta? Teoretycznie tak. Ale skoro tak, to znaczy, że mamy wolny wybór, a więc żadna specjalna ochrona nam się tu nie należy. Oprócz, rzecz jasna, ostrzeżenia o ciasteczkach.
Wiele lat temu mieszkaniec Woroneża, Dmitry Agarkov zeskanował przesłaną mu przez Tinkoff Credit Systems propozycję umowy kredytowej, wyedytował, wydrukował, podpisał i odesłał. Zmieniona wersja zakładała nieograniczony kredyt przy zerowych opłatach i odsetkach, jak również zrzeczenie się wszelkich roszczeń ze strony banku. Bank na warunki te przystał i odesłał kartę kredytową. Na dobry początek pan Agarkov zakupił małą wyspę, ale wkrótce potem zaczęły się problemy. Pomijając dalszą część tej pięknej historii, warto zwrócić uwagę, że pan Agarkov oskarżony został o kradzież i oszustwo.

Efekt netto całego zjawiska jest taki, że w praktyce wszyscy te tony umów podpisujemy, mechanicznie klikamy wyskakujące regulaminy i dymki, godzimy się na przenoszenie na nas kosztów ubezpieczenia od wszystkiego i od niczego. Z uśmiechem sygnujemy jeden cyrograf za drugim. Co więcej, próbuje się przenosić na nas odpowiedzialność nawet za to, że bank udzielił kredytu komuś, kto skradł nasze dane. Co najważniejsze, proces ten zyskuje coraz szerszą akceptację.
Po co więc informuje się nas o zagrożeniach? Bynajmniej nie z troski, ale po to, byśmy nie nie wiedzieli. A na koniec dnia wita nas po raz milion i pierwszy komunikat, że informacja o naszych działaniach gromadzona jest w ciasteczkach – szczyt biurokratycznego cynizmu.

 

Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 12.03.2021 r.

Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/