Czy górnicy mogą obalić rząd?

Udostępnij strone

Paweł Ruszkowski, Collegium Civitas

 

Ceny energii elektrycznej dla firm i samorządów poszły w górę. Gospodarstwa domowe odczują to w cenach produktów i usług. Dlaczego rząd musiał podnieść ceny prądu, skoro polska energetyka oparta jest na naszym narodowym bogactwie – węglu kamiennym?

Kiedy w roku 2015 PiS powołał rząd, zapadła decyzja, że wytwarzanie energii elektrycznej w naszym kraju będzie opierać się w dalszym ciągu na węglu. Tym samym propagowana głównie przez Niemcy koncepcja rozwoju energetyki odnawialnej (energia wiatrowa i słoneczna) została praktycznie zmarginalizowana, a my obraliśmy własną drogę do niezależności energetycznej.

W celu przekonania do strategii węglowej zarówno własnego elektoratu, jak i szerszego kręgu opinii publicznej PiS wykreował teorię o rzekomym zagrożeniu górniczym buntem. Wystarczyło przywołać akcje protestacyjne w kopalniach, jakie miały miejsce za rządów premier Ewy Kopacz, by nadać tej koncepcji cechy  wiarygodności. Faktem jest, że w pierwszej połowie lat 90. górnicy (organizowani przez związki zawodowe) kilkakrotnie przyjeżdżali do Warszawy i skutecznie wywierali wpływ na decyzje rządu i sejmu. Trzeba jednak pamiętać, że wówczas w górnictwie pracowało ok. 400 tys. osób. Obecnie zatrudnienie w tym sektorze wynosi ok. 80 tys. pracowników. Środowisko górnicze doskonale zdaje sobie sprawę z kryzysowej sytuacji branży. Akceptuje zatem prowęglową politykę rządu, która gwarantuje większości aktualnie zatrudnionych górników dotrwanie w danej kopalni do emerytury, którą uzyskuje się po 25 latach pracy. Nie ma tu jednak atmosfery buntu i gotowości do walki. Jest raczej zniechęcenie i rozgoryczenie. Jest też pytanie wyraźnie formułowane przez młodsze pokolenie sztygarów: dlaczego nikt nie rozmawia z nami o przyszłości górnictwa?

Misję utrzymania spokoju społecznego w środowisku górników węgla kamiennego realizuje konsekwentnie minister energii Krzysztof Tchórzewski. Minister dba, aby energię elektryczną wytwarzano głównie z węgla, czemu sprzyjają powiązania kapitałowe spółek górniczych i państwowych koncernów energetycznych. W latach 2016-17 w związku z upadłością dwóch wielkich spółek – Kompanii Węglowej oraz Katowickiego Holdingu Węglowego – włączono ich majątek do nowej firmy – Polskiej Grupy Górniczej. Wielomiliardowy koszt tej operacji pokryły spółki energetyczne.

Dlaczego zarządy państwowych firm energetycznych realizują politykę rządu? Po pierwsze dlatego, że dostają od właściciela (czyli ministra energii) propozycję „nie do odrzucenia”. Po drugie – praktycznie cała polska energetyka zawodowa pracuje na węglu (kamiennym lub brunatnym). To miejsce pracy dla ponad 100 tys. osób. Wszyscy ci pracownicy (menadżerowie, konstruktorzy, technolodzy, służby remontowe itd.)  mają  kwalifikacje dostosowane do warunków scentralizowanej energetyki węglowej. Odejście od węgla, zwłaszcza w kierunku odnawialnych źródeł energii (OZE) i energetyki rozproszonej (systemy lokalne), grozi temu środowisku utratą pracy.

Kto jeszcze żyje z węgla? Lista bynajmniej nie jest krótka: w firmach okołogórniczych (maszyny górnicze, wyposażenie kopalń) pracuje 160 000 osób, w firmach zajmujących się handlem węglem ok. 50 000, a w firmach świadczących specjalistyczne usługi w zakresie elektroenergetyki ok. 100 000 pracowników. „Ślad węglowy”, o którym ostatnio wiele się mówi, należy przecież poszerzyć o ciepłownictwo.

W sektorze energetycznym splatają się wpływy rozmaitych grup interesów, dokonuje się konwersja kapitałów politycznych, społecznych i finansowych. Polski węgiel drożeje, a wydobycie spada. W efekcie mamy energetykę węglową opartą na imporcie 30% tego surowca, głównie z Rosji. Paradoksalnie to Rosja staje się zatem gwarantem naszego bezpieczeństwa energetycznego.

 

 

Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 10.05.2019 r.

Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/