Czy to już pokoleniowa rewolucja?

Udostępnij strone

Stanisław Mocek, socjolog, medioznawca, rektor Collegium Civitas

 

Wiele demonstracji, które odbywały się w ostatnich latach, przebiegało z udziałem różnych grup społecznych i ludzi w różnym wieku, ale młodzież, nawet jeśli w nich uczestniczyła, to nie była grupą dominującą. Przedsmak tego, co stało się od 22 października, mieliśmy po raz pierwszy wiele lat temu w czasie protestów związanych z ACTA, a potem „czarnego marszu”, ale obydwa te wydarzenia wskutek szybkiego wycofania się decydentów z tych projektów miały charakter epizodyczny, który nie przełożył się na trwałą jakość w naszym życiu publicznym.

Wielokrotnie w gronie osób ze środowisk oświatowych, edukacyjnych i akademickich zadawaliśmy sobie pytanie, co musi się stać, aby młodzież przejawiła aktywność obywatelską i wykazała zaangażowanie w przestrzeni społecznej. I w jakiej sprawie żywotnie dla niej istotnej to się stanie, w dodatku być może spontanicznie i żywiołowo?

Jak się okazało, młodzież i kobiety to grupy, które były tylko pozornie uśpione i na rozlewające się stopniowo paliwo musiała paść iskra, która sprowokowała te grupy do wyjścia na ulicę na większą skalę, niż to było wcześniej. Musiała nastąpić też kumulacja pewnych zjawisk i wydarzeń, która przepełniła czarę goryczy. Ale przesłanką do tego, co się stało dwa tygodnie temu, były już kolejne wybory w 2019 i 2020 r., które pokazywały, że rośnie frekwencja i to przede wszystkim pod wpływem udziału młodzieży.

Nałożyła się na to też pewna potrzeba i zarazem deficyt  przeżycia pokoleniowego, który powodował, że nasze opowieści o wyborze papieża-Polaka i jego wizycie w 1979 roku, o rewolucji „Solidarności” i upadku komunizmu, transformacji ustrojowej i przemianach demokratycznych, styropianie i heroizmie w stanie wojennym, stawały się dla młodych ludzi coraz bardziej niestrawne. A także ten nasz przekaz boomersów, że nie ma o co walczyć, bo już wszystko zostało wywalczone i wygrane: demokracja, wolny rynek, otwarty świat bez granic czy Internet z Wi-Fi. Czyli stało się to być może ze swego rodzaju poczucia zazdrości z jednej strony, a z drugiej klęsk, które widoczne są dla młodych ludzi gołym okiem, oraz doświadczania w ostatnich latach na własnej skórze: niekończącego się eksperymentu oświatowego, populistycznej retoryki, opartej o hipokryzję i obłudę władzy politycznej i kościelnej oraz opartego na zużytych frazesach powoływania się na wartości narodowe i siermiężny patriotyzm. I wreszcie ostatniego wyroku TK, który ma być przejawem ingerencji władzy w ciała kobiet i w dokonywanie przez nie macierzyńskiego wyboru.

Doszła do tego technologia internetowa i społecznościowa jako nowa logika działania, tworząca triadę: Internet – ulica – emocje. Tym bardziej, że czasy zarazy spotęgowały przez podejmowane ryzyko te uczucia i te formy komunikacji. Także w sferze wulgarnego języka, charakterystycznego dla sytuacji życia w czasach absurdu i poczucia bezalternatywności. I śmiechu, przejawianego chociażby w wysypie memów, będącego czasami odruchem rozpaczy wobec niechcianej i nieznośnej rzeczywistości.

Jeszcze nie wiemy, czy mamy do czynienia z rewolucją i czy mamy już do czynienia z przeżyciem pokoleniowym na skalę 1968 roku lub czasów „Solidarności”. I będąc uczciwymi, nie możemy też uogólniać, że to dotyczy wszystkich przedstawicieli tego pokolenia, bo jest ono tak jak my wszyscy bardzo zróżnicowane. Ale nawiązując do słynnej piosenki: coś w Polsce pękło i pytanie, czy też coś się skończyło… i zarazem zaczęło.

 

 

Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 06.11.2020 r.

Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/