Dziedzictwo Solidarności

Udostępnij strone

prof. Jan Skórzyński, historyk, politolog, wykładowca Collegium Civitas

 

Za rok będziemy obchodzić 40. rocznicę powstania Solidarności. Jedno z najważniejszych – i najpiękniejszych – historycznych doświadczeń Polaków odchodzi coraz dalej w przeszłość, stając się coraz mniej zrozumiałe dla współczesnych pokoleń. Mit Solidarności, cieszący się na całym świecie ogromnym uznaniem, w kraju, gdzie się narodził, traktowany jest najczęściej jako anachroniczna zawada albo instrument w walce politycznej. Przykładem instrumentalizacji są odrębne obchody rocznicy 31 sierpnia organizowane przez obecne władze bez historycznych przywódców ruchu z Lechem Wałęsą na czele. Czy tworzenie przez rząd i związek zawodowy Instytutu Dziedzictwa Solidarności nie jest próbą politycznej rewizji historii „S” i wymiany jej bohaterów? Od 2007 r. działa Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku, które zostało uhonorowane Muzealną Nagrodą Rady Europy, ale minister kultury i NSZZ „Solidarność” twierdzą, że nowy instytut jest potrzebny, gdyż ECS nie prezentuje odpowiednio historii ani idei Solidarności. Zastanówmy się zatem, co składa się na jej dziedzictwo.

Solidarność narodziła się z buntu: buntu wobec niesprawiedliwości, buntu wobec niegodnych warunków życia, buntu wobec braku wolności. Był to ruch obywatelskiego sprzeciwu, wyrażanego jednak wyłącznie środkami pokojowymi. Jego głównym postulatem najpierw było prawo do społecznej reprezentacji w postaci niezależnego od władz związku zawodowego. Gdy udało się to zagwarantować (w porozumieniu z 31 sierpnia), domagano się prawa do współdecydowania o sprawach publicznych.

O zakres tego współdecydowania, o prawo do niezależności Solidarność toczyła ostry spór z komunistyczną władzą, ale sama nie chciała przejmować rządów z obawy, że zakończy się to inwazją Armii Radzieckiej wspartej przez „bratnie siły” z NRD i Czechosłowacji. „S” nie była zwykłym związkiem zawodowym, ale nie była też partią polityczną. Nie zamierzała skapitulować, ale nie chciała posuwać się za daleko, domagając się wszystkiego od razu. Do dziedzictwa Solidarności należy połączenie determinacji i konsekwencji w walce o wolność z umiarkowaniem i gotowością do rozsądnego kompromisu. Związek nigdy nie odrzucał dialogu z przeciwnikiem. Dzieje Solidarności prowadzą od porozumienia gdańskiego w 1980 r. do porozumienia Okrągłego Stołu w 1989 r. Taka była polska droga do wolności, co ujmuje formuła „samoograniczającej się rewolucji”.

Istotną częścią dziedzictwa Solidarności jest różnorodność i pluralizm ideowy. W ruchu spotkało się wiele postaw i nurtów myślenia politycznego – żaden nie zajmował dominującej pozycji. Przedstawiciele demokratycznej lewicy i prawicy, katolicy i osoby niewierzące, ludowcy i konserwatyści potrafili ze sobą współpracować, szanując swoje odrębności. Solidarność skupiała także ludzi z różnych warstw społecznych. Nie było chyba w historii ruchu, który w podobnym stopniu łączył elity z ludem. Fenomen „S” tworzyło partnerstwo robotników, takich jak Lech Wałęsa, Anna Walentynowicz, Zbigniew Bujak czy Władysław Frasyniuk z inteligentami – Andrzejem Gwiazdą, Bogdanem Borusewiczem, Bronisławem Geremkiem, Tadeuszem Mazowieckim czy Jackiem Kuroniem.

Ważnym fragmentem dziedzictwa Solidarności był również demokratyzm. Żądając demokratyzacji w kraju, ruch sam kierował się zasadami wewnętrznej demokracji. W 1981 roku związek przeprowadził wybory swoich władz od dołu do samej góry. Wzięły w nich udział miliony ludzi. To demokratyczne doświadczenie zostało przerwane 13 grudnia, ale dało ruchowi legitymację społecznej reprezentacji aż do 1989 roku.

 

 

 

Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 6.09.2019 r.

Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/