Elita – duma czy obelga?

Udostępnij strone

Stanisław Mocek, socjolog, medioznawca, rektor Collegium Civitas

 

„Nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę”.

Witold Gombrowicz, „Ferdydurke”

Niełatwo być elitą w czasach społeczeństwa masowego, kultury popularnej i mediów społecznościowych. Tym bardziej że to tak ogólnie sformułowane słowo „elita” jest bardzo niejednorodne z punktu widzenia tego, czy mamy na myśli elitę władzy i generalnie elitę polityczną, elitę biznesu, kulturalną, artystyczną, sportową czy elitę sektora obywatelskiego.

W przypadku elity władzy, krytyka wobec elity politycznej ma dość kuriozalną wymowę, bo to jest tak jakby jedna elita zarzucała bycie elitą drugiej tylko dlatego, że wcześniej miała dostęp do dóbr i przywilejów władzy. A przede wszystkim zasobów państwowych, z którymi związana jest sieć kontaktów i stanowisk, tak zawsze pożądanych przez każdą partię pretendującą do utworzenia większości parlamentarnej, a tym samym sformowania rządu. Ale takie „antyelitarne” podejście ma przede wszystkim walor odświeżenia niekiedy już zgnuśniałego wizerunku władzy i nazywanie danej ekipy „elitą” utożsamia ją z czymś, co z grubsza w naszym języku politycznym określane jest mianem „tłustych kotów” – zaspokojonych, najedzonych, leniwych. Z drugiej strony towarzyszą temu różne odmiany sławnego okrzyku „bo nam się to po prostu należało” –  i zresztą cały czas należy, o czym świadczy doprowadzony do absurdu nepotyzm i traktowanie państwa jako prywatnego folwarku, w którym można dzielić pieniądze publiczne na niekończące się nagrody (także w czasie pandemii), przywileje i obsadzanie „swoimi” od przysłowiowej sprzątaczki do ministra.

W przypadku wybitnych osób, należących do świata kultury, sztuki, ale i w znacznym stopniu do elity biznesu czy sportu, pojawia się dodatkowy wymiar elitarności – celebrytyzacja. Dzieje się tak dlatego, że media tradycyjne, a zwłaszcza te społecznościowe w przekazie mainstreamowym rzadko koncentrują uwagę na tzw. zwykłym człowieku i jego problemach. Czołówki mediów zajmują informacje o życiu, karierach i wydarzeniach z życia przedstawicieli elity – ludzi, którzy najczęściej wyróżniają się swoimi osiągnięciami, choć można coraz częściej podać przykłady także tych, którzy zdobyli pozycję medialną, nie mając praktycznie żadnych osiągnięć i sukcesów. Zarzuty o elitarność w przypadku takich elit są podklasą zarzutów o bycie celebrytą – kimś znanym przez to, że jest znany z kolorowych gazet, masowych produkcji rozrywkowych, tasiemcowych seriali lub pikantnej aktywności na Facebooku, a dopiero w drugiej czy trzeciej kolejności wyniku sportowego lub biznesowego, wybitnej kreacji teatralnej czy wystaw w znanych galeriach.

Jeszcze inny rodzaj elitarności ma miejsce w przypadku liderów społecznych i jest ona budowana na zasadach oddolnego przywództwa, czy to ruchu społecznego, protestu czy manifestacji. Ale bunt lub demonstracja także nie lubią elit – przywódcy ci najczęściej chcą być zdywersyfikowanymi na innych liderami, świadomie nie eksponującymi tego przewodzenia tłumowi lub społeczności protestu. Ma to świadczyć nie tylko o autentyczności  takiego spontanicznego przedsięwzięcia, ale też przesądzać o jego wiarygodności i pionierskim charakterze.

Nie jest łatwo być elitą… A jeszcze trudniej nieść na barkach ten zasób pracy czy odpowiedzialności, który niegdyś krył się za tym określeniem. I któremu tak łatwo przypisywać teraz sławetną Gombrowiczowską gębę.

 

 

Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 15.01.2021 r.

Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/