Grająca orkiestra epoki cieplarnianej

Udostępnij strone

Stanisław Mocek, socjolog, medioznawca, rektor Collegium Civitas

Zanieczyszczenie środowiska naturalnego, emisja gazów cieplarnianych, wzrost temperatury na świecie, ocieplanie się klimatu, topnienie lodowców, wysychanie różnych regionów świata i perspektywa ogólnoświatowych migracji tym spowodowanych… Codziennie mamy do czynienia z powszechnie przetaczającą się poprzez media dyskusją o zagrożeniach naszej planety. I nie należy to już do abstrakcji i sfery science fiction, jak to było jeszcze całkiem niedawno, ale oznacza realne umieranie świata na własne życzenie rodu ludzkiego.

Oprócz wielu innych, również ten problem podjęła nasza noblistka w swoim szwedzkim wykładzie, powołując się na niezwykłą sekwencję zdarzeń sprzed pięciuset lat. Brzmi to – zwłaszcza dla humanistów – tak niewiarygodnie, że warto przypomnieć, czego ten fragment dotyczył. Mowa jest o wyprawie Kolumba, która spowodowała – poprzez śmierć kilkudziesięciu milionów Indian – m.in. dewastację ogromnych obszarów upraw, na które wtargnęła dżungla, a następnie roślinność, regenerując się, pochłonęła ogromne ilości dwutlenku węgla. Wywołało to osłabienie efektu cieplarnianego, w wyniku czego pod koniec XVI wieku nastąpiło długotrwałe ochłodzenie klimatu, zwane małą epoką lodowcową, które z kolei spowodowało nie tylko gruntowne przemiany w gospodarce Europy, ale i wymusiło inne od tradycyjnych formy rolnictwa i upraw, a przy okazji także fale głodu, chorób i wojen.

Przytoczone z wykładu Olgi Tokarczuk wątki świadczą o tym, że świat jest współzależny i nie da się już zamykać w tradycyjnych granicach państw tych dylematów, których wszyscy – na dobre i złe – jesteśmy właścicielami. Już nie tylko mamy do czynienia z pojedynczym wydarzeniem i związanym z tym łańcuchem przyczynowo-skutkowym na zasadzie potężnego w skutkach efektu motyla, ale wszechogarniającą dewastacją naszej planety, uzasadnianą propagandowo przez dekady postępem cywilizacyjnym. Co ciekawe, wywołaną przez brak wyobraźni i samoograniczania niezależnie od form ustrojowych. Z jednej strony wolnorynkowym zachłyśnięciem się umasowionym konsumpcjonizmem, z drugiej wielkoprzemysłowymi, koszto- i energochłonnymi osiągnięciami komunizmu. Spaliny, dym z kominów, metan z hodowli krów i wszelka inna trucizna otaczającego świata, a także strach zaglądający nam w oczy z tego powodu, nie mają barw politycznych ani symboli na sztandarach. Dotyczą wszystkiego i wszystkich i z tego powodu są najbardziej demokratycznym – w aspekcie równości i zarazem sprawiedliwości – „ustrojem” światowym. W tym sensie bycie obywatelem świata nabiera zupełnie innego znaczenia.

Być może czeka nas to, co zmieniało kilka wieków temu Europę i różne regiony świata, czyli wymuszona przez warunki atmosferyczne zasadnicza przemiana w podejściu nie tylko do zmian klimatu, ale także gospodarki, upraw, żywienia i własnego otoczenia, począwszy od zmiany podejścia do własnych śmieci i ogrzewania domu. A to zależy od nas wszystkich jako zbiorowości i naszej mentalności, ale przede wszystkim od instynktu samozachowawczego każdego z nas z osobna oraz wszystkich razem.

 

Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 20.12.2019 r.

Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/