Hiperautentyczność

Udostępnij strone

dr dr Roland Zarzycki, prorektor ds. dydaktycznych Collegium Civitas

 

Wartość dóbr rzadkich rośnie. Wydaje się, że dziś towarem pożądanym bardziej niż kiedykolwiek jest nadająca naszemu życiu sensu autentyczność. Zjawiskiem rynkowym stowarzyszonym z deficytem jest imitacja. Kiedy w średniowiecznej Europie pozostający dobrem luksusowym krokodyli kał uznano za medykament, rynek zalała fala… imitacji krokodylich odchodów. Dziś doczekaliśmy się z kolei imitacji samej autentyczności.

Jej potrzeba w osobliwy sposób sprzęga się z ewolucją podglądania życia innych. Poprzez telewizję, pęczniejące wachlarze programów z satelity, dotarliśmy do etapu platform internetowych, które oferują praktycznie nieskończone liczby kanałów. Te z jednej strony dopasowane są do indywidualnych potrzeb (mikrotargetowanie), z drugiej zaś tworzone są przez samych użytkowników. Śledzenie życia innych na rozmaitych Instagramach i YouTube’ach, a wręcz w życiach tych przebieranie i pławienie się, na stałe weszło do codziennej rutyny miliardów użytkowników, mocą sprzężenia zwrotnego zastępując szereg tradycyjnych form społecznej interakcji.

Dziś możemy nie tylko stworzyć innych siebie, swoje internetowe alter ego, ale także przeżywać życie innych – życie niejednokrotnie bardziej atrakcyjne – niczym swoje. Szczytem tej góry lodowej jest sukces sektora e-sportu, w ramach którego jedni ludzie oglądają, jak inni ludzie grają w gry. Tak też rozwiązaniem diagnozowanych przez Giddensa czy Baumana bolączek egzystencjalnych człowieka późnej nowoczesności staje się zatracenie siebie na rzecz wykreowanych cyberżyć, które ociekają pasją i autentycznością. To z kolei w naturalny sposób przyciąga biznes, inwestorów i specjalistów. Influencerzy stają się więc dziś już nie tylko profesjonalni, ale także skupowani są niczym towar, by wejść w skład tej czy innej stajni, którą wielcy gracze handlują na rynku reklamy.

Bolączki nieautentyczności od dziesięcioleci bojem rozpoznają wzrastające gwiazdy rapu, dla których kwestia lojalności i wierności korzeniom jest podstawą tożsamości. Tych nielicznych, którzy wreszcie odnoszą sukces komercyjny, spotyka ostracyzm ich rodzimych środowisk ze względu na stały motyw, jakim jest oskarżenie o zdradę zwykłego życia. Naturalnym odruchem obronnym stają się więc próby… imitowania własnej autentyczności, czego rozczulającym przykładem były przeboje znanej gwiazdy pop, Jennifer Lopez: I’m real oraz Jenny from the block.

Pół wieku temu Eco opisywał, jak kultura amerykańska najpierw zreplikowała zdobycze kultury europejskiej, a następnie – idąc za ciosem – wytworzyła jej lepsze wersje. W swojej dostępności, wyrazistości i przerysowaniu amerykańskie parki rozrywki czy hollywoodzkie seriale nie tylko naśladują rzeczywistość, ale oferują w zamian bardziej atrakcyjną hiperrealność. Dziś tę hiperrealność odnajdujemy w rodzimych produkcjach celebrytów takich jak gniewny Mata Matczak Junior, Roksana „mogę-być-kim-chcę” Węgiel czy wanna-be-a-rapper Taco Hemingway, którym sukces przynosi autentyczna nieautentyczność. Autentyczność nadmiarowa znamionuje także kino Patryka Vegi, który onanizuje się brutalnością codzienności, by być jeszcze bardziej prawdziwym. Nie trzeba dodawać, że mistrzem władania orężem hiperautentyczności jest sam Donald Trump, który zawojował serca wyborców, gromiąc polityczną poprawność.

Naturalnie sztuczne tożsamości, którymi bombarduje nas Internet, za którymi gonimy tak gorliwie, mają skutek uboczny: wytwarzają hiperrealne oczekiwania wobec nas samych. Nastolatkom coraz trudniej żyć bez spektakularnego pomysłu na własne życie, nawet jeśli miałaby być nim neurotyczny powrót do prostoty. Wszystko to nie zmienia faktu, że dopóki dopisuje koniunktura, dopóty na bardzo realnie umierającej planecie Ziemia hipersensy będą się miały dobrze.

 

 

Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 09.04.2021 r.

Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/