Jak trwoga, to do naukowców

Udostępnij strone

dr Marek Troszyński, dyr. Obserwatorium Cywilizacji Cyfrowej Collegium Civitas

 

Gdy 4 marca 2020 pojawiła się w Polsce pierwsza osoba z potwierdzonym zakażeniem COVID-19, epidemia natychmiast stała się tematem numer jeden w mediach społecznościowych. O wirusie pisali wszyscy internauci, dowolna dyskusja i wypowiedź kończyły się nawiązaniem do stanu zdrowia Polaków. Takie powszechne wzmożenie komunikacyjne to świetna okazja, by dowiedzieć się czegoś więcej o polskim społeczeństwie, a przynajmniej o tej jego części, która poznaje świat przez media społecznościowe.

Jacy jesteśmy my, Polacy, w sytuacji zagrożenia, w momencie, gdy stajemy naprzeciw nieznanego i niewidzialnego wroga? Badacze z Instytutu Socjologii Collegium Civitas szukali odpowiedzi na to pytanie poprzez analizę treści polskich mediów społecznościowych. Zebrali 11 mln postów z marca i kwietnia, w których pojawiło się słowo „koronawirus”.

Okazało się, że najbardziej popularnym wątkiem tematycznym, do którego przynależy ponad 30% wszystkich postów, były zestawienia statystyczne zachorowań oraz dyskusje nad medycznym opisem wirusa. Pozostałe tematy:  jak polski rząd radzi sobie z koronawirusem, konsekwencje zamknięcia całego kraju, kłopoty z zakupami w czasie pandemii itp. pojawiały się w dyskusjach znacznie rzadziej.

Cóż takiego ciekawego znaleźli internauci w zestawieniu liczb, odnoszącym się do zachorowań i zgonów? Dlaczego nagle zwracili się w kierunku racjonalnego, suchego języka matematyki, medycyny, statystyki? Oczywiście, powodem może być po prostu łatwość w powielaniu takich informacji, nic prostszego niż wkleić tabelę z liczbą chorych w europejskich krajach lub retwittować informacje Ministerstwa Zdrowia.

Może takie zestawienia to element międzynarodowej rywalizacji, pandemiczna wersja zawodów sportowych, gdy wszystkie inne zostały wstrzymane? Włosi 3 000, Niemcy 1200, a my tylko 280. To chyba wygrywamy? A być może zbiorcze zestawienia to jedyny, powszechnie dostępny sposób relacjonowania pandemii, budowanie przekonania, że proces jest jeszcze ciągle pod kontrolą.

Warto przywołać inną interpretację, hipotezę, która pojawiała się już w mediach, a nasze badania ją potwierdzają. W sytuacji realnego niebezpieczeństwa, zagrożenia dla zdrowia, stajemy się jako społeczeństwo znacznie bardziej racjonalni. Znikają z centrum uwagi posty opisujące stylizacje gwiazd serialowych, wytwarzane przez celebrytów zestawy z poradami „jak żyć”, komentarze dotyczące fryzur piłkarzy. W zamian media zapełniają się naukowcami: biologami, lekarzami, specjalistami od matematycznego modelowania rozwoju epidemii. Identyczne zjawisko zobaczyliśmy w mediach społecznościowych: odniesienia do faktów, przywoływanie liczb, powoływanie się na sprawdzone źródła (np. Ministerstwo Zdrowia, WHO, John Hopkins University).

Mamy tu wyraźne (ilościowe i jakościowe) przeniesienie debaty wokół pandemii na pole nauki, odwołanie do racjonalnego języka medycyny i statystyki. To naukowcy wiedzą, jak minimalizować ryzyko rozwoju epidemii, więc to na ich głosach warto skupiać uwagę. I choć w dyskursie znajdujemy mnóstwo osób podważających wypowiedzi ekspertów, a w wielu tekstach opisywane są teorie spiskowe, to jednak dominuje racjonalna komunikacja.

I przyznać się muszę, że odczuwam lekką satysfakcję, widząc, jak świat mediów przestawił się z głowy na nogi. Może ta zmiana, przesunięcie opisu spraw ważnych w stronę światopoglądu naukowego, będzie mądrością, jaką wyniesiemy ze złych czasów pandemii.

 

Więcej informacji o badaniu „Czas pandemii w polskich mediach społecznościowych” na: www.civitas.edu.pl

 

Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 26.06.2020 r.

Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/