Po-covid-oki dydaktyczne

Udostępnij strone

dr dr Roland Zarzycki, prorektor ds. dydaktycznych Collegium Civitas

 

Wraz z rozwojem Internetu i utowarowieniem edukacji po e-learning sięga coraz więcej osób. Tych zainteresowanych kształceniem i samorozwojem, jak i tych, które za cenę dyplomu chcą kupić dobrą posadę. Z kolei uczelnie z całego świata prześcigają się w dostarczaniu studiów realizowanych w formułach on-line’owych oraz mieszanych, łączących e-learning z nauczaniem tradycyjnym. Podobnie, jak tradycyjny rynek edukacji, tak i rynek e-edukacji owładnęły pozór i bezpardonowa rywalizacja. W czasach, w których kształcenie – jak marchew czy pralki – jest tylko towarem, nie dziwi, że oferowane programy studiów mają często więcej marketingowego lukru niż merytorycznej treści. Obiektywnej perspektywy dostarczać miały rankingi, akredytacje czy serwisy z opiniami, tyle że same padły ofiarą komodyfikacji. Metodologie rankingów służą wpływowym uczelniom, opinie piszą automaty, a akredytacje to zwykle maszynki do wyciągania pieniędzy. Być może ostatnim bastionem obiektywizmu pozostał marketing szeptany. Jednak w wirtualnym świecie e-learningu, gdzie dystans i rzetelna weryfikacja odgrywają rolę poślednią, rozwarstwienie jest tym większe, a o jakości decydują loga i popularność.

W marcu 2020 także i tym światem e-learningu wstrząsnął Sars-CoV-2: wszyscy musieli przejść na kształcenie zdalne. Kiedy zamknięto uczelnie, Rektor Collegium Civitas powierzył mi misję reorganizacji kształcenia. W praktyce oznaczało to u-e-learningowienie niemal z dnia na dzień kilkuset tradycyjnych kursów akademickich. Rozpoczęliśmy od pytania, jakiego e-learningu chcemy. Czy zadanie studentom lektury paru plików tekstowych na egzamin to już e-learning? Niby nie, a jednak – jak już dziś wiemy – tak właśnie na wielu uczelniach to działało. Dla nas od samego początku było jasne, że dobry e-learning to e-learning aktywizujący i interaktywny. Było także jasne, że czeka nas dużo pracy, bardzo dużo. Jakkolwiek abstrakcyjnie brzmiało w owym czasie zadanie przeniesienia w tak ambitnej formule kilkuset zajęć do sieci, w grupie osób tworzących „sztab kryzysowy” nie mieliśmy wątpliwości, że to jedyne sensowne rozwiązanie. Naszym sprzymierzeńcem miała być technologia, nawet jeśli nie mogła zrekompensować braku fizycznego kontaktu. Miało nas także wspierać MNiSW, choć już w kwietniu dr J. Gowin ewakuował się ze stanowiska, porzucając w niesławie i bałaganie swą Konstytucję dla Nauki. Czasu było mało, a semestr w toku.

Pierwszym wyzwaniem okazało się opanowanie wszechobecnej paniki. Ogłosiliśmy dwutygodniową przerwę w zajęciach. Zamiast od razu rzucać się w wir wydarzeń, rozpoczęliśmy od opracowania planu działania. W ciągu 48 godzin powstała strategia, a przez kolejne 192 godziny wytworzyliśmy niezbędny dla skutecznego wdrożenia e-learningu „ekosystem”. Kluczem do sukcesu była precyzyjna organizacja komunikacji i pracy. Komunikacja zawsze jest fundamentem sprawnego działania, jednak w okolicznościach izolacji jej znaczenie – zwłaszcza dla komfortu psychicznego – trudno przecenić. Na wspomniany ekosystem złożyły się także ramy i regulacje prawne, infrastruktura i oprogramowanie, szkolenia dla setek osób, które trzeba było błyskawicznie przygotować. Co istotne, wszystko przy zachowaniu pozytywnej atmosfery. Dopiero to otworzyło przestrzeń dla e-learningu, którego efekty znacznie przerosły nasze ostrożne marcowe prognozy.

Na koniec tego szalonego semestru wiemy, że się udało. Przejście na kształcenie zdalne za sukces uznali nasi dydaktycy (średnio 4.63 w skali 1-5) oraz studenci (92% pozytywnych opinii). Oczywiście nie oznacza to, że wszystko przebiegło idealnie. Na pewno jednak nie mogę zgodzić się z popularnym dziś hasłem, jakoby mijający semestr był dla studentów stracony. Przeciwnie, twierdzę, że było to bezcenne doświadczenie i świetny trening dla całej społeczności naszej uczelni. Czy stałem się fanem e-learningu? Nie, myślę, że w krótkiej perspektywie może być on substytutem lub uzupełnieniem kształcenia tradycyjnego, ale na dłuższą metę powinniśmy wreszcie spojrzeć na COVID-19 zdroworozsądkowo i wracać już do normalności. Chyba, że chcemy wymienić wolność na spokój.

 

 

Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 31.07.2020 r.

Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/