Przyszłość (nie)zrównoważona

Udostępnij strone

Piotr Pokrzywa, wykładowca Collegium Civitas

 

Z diagnozowaniem przyszłości znamienita część ludzkości radzi sobie jak dotąd średnio, by nie powiedzieć słabo. I ze zgrozą trzeba stwierdzić, że dotyczy to praktycznie wszystkich istotnych dla naszego życia obszarów.

Nie radzimy sobie z przewidywaniem klęsk żywiołowych – w miarę dokładne prognozy pogody, tudzież przewidywanie ruchów mas powietrza czy ruchów tektonicznych, dotyczą maksymalnie tygodnia, a najczęściej dwóch dni. Przykładów mnóstwo – jeden z najbardziej spektakularnych to ocena huraganów czy tornad przez Amerykanów. Praktycznie nigdy nie wiedzą, gdzie uderzą – po Katrinie, która zdemolowała Luizjanę, przewidywali, że następny uderzy w Houston w Teksasie, ale kiedy ewakuowali 2,5 miliona ludzi z Houston, huragan Rita powędrował sobie na zachód… i tak dalej.

Nasz bohaterski kraj czeka teraz podobno „susza stulecia” – mam nadzieję, że to prognozy oparte na przypuszczeniach naukowców od tornad. Ja się pytam, jakim cudem? Nie dość, że na ziemi wody już jest pod dostatkiem, to jeszcze jej przybywa (tak – topnienie lodowców to nie iluzja). To właśnie rezultatem błędnych prognoz klimatycznych (lub ich bagatelizowania) jest to, że jesteśmy na bakier z hydrologią – melioracją, budową zbiorników retencyjnych. W ramach „stabilizujących” inwestycji w tym zakresie nasz dumny naród przekopuje Mierzeję Wiślaną…

Chełpiąca się co chwila swoimi osiągnięciami cywilizacyjnymi ludzkość szuka wciąż innych pól, gdzie może poszczycić się dokonaniami na miarę XXI wieku. I już wydawało się, że: „Mamy to!”. Medycyna. Rosnąca długość życia, coraz bardziej imponujące osiągnięcia we wszystkich dziedzinach ludzkiego zdrowia. Zapewnienia, że mamy już zeskanowany i zdiagnozowany cały łańcuch genetyczny i że ostatnie ogniwo już wkrótce zostanie „doczepione” przez nasz megaultrahiper komputer wykonujący kwadryliony operacji na nanosekundę. Nadszedł rok 2020. Jedyne pytanie, które się nasuwa, to: co ten komputer liczył?! Jak mógł się tak pomylić, że zamiast ostatniego ogniwa do tego łańcucha doczepiła się wyjątkowo wredna kulka z agresywnymi wypustkami?

Mark Twain pisał: „W życiu każdego człowieka najważniejsze są dwa dni. Ten w którym się urodził i ten, w którym zrozumiał po co”. Jeśli ten drugi dzień nie nadszedł teraz, to kiedy? Przeprogramujmy w końcu ten komputer. Zamiast analiz balistycznych trajektorii niech pomoże sponiewieranej przez wredną kulkę ludzkości w diagnozowaniu rzeczywistych zagrożeń, ale też nurtów nadziei. Teraz nawet cyniczni futurolodzy, którzy twierdzą, że ludzkości znów najlepiej wyjdą zbrojenia, powinni zmieniać front. Symbolem zmiany niech będzie ta wredna kulka. I widok niechcianej w żadnym porcie dumy US Navy, lotniskowca o napędzie atomowym USS Theodore Roosevelt. Podobno kapitan okrętu, który został natychmiast zawieszony w pełnieniu obowiązków, po tym jak poprosił o możliwość hospitalizacji kilkuset zarażonych koronawirusem marynarzy, schodząc z trapu wycedził do jednego z podwładnych: „To jak Pearl Harbour. Wtedy też tego nie przewidzieliśmy”.

Ten epizod to kolejny krzyk o umiejętne diagnozowanie przyszłości. Ta równowaga musi (powinna) oznaczać ekspercki namysł nad obszarami globalnymi i lokalnymi. Szukanie kompromisowych i – nomen omen – zrównoważonych, przyszłościowych rozwiązań.

Jest tylko jeden „przyszłościowy” problem. To się samo nie zadzieje.

 

 

 

Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 15.05.2020 r.

Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/