Rozum w czasach zarazy

Udostępnij strone

dr dr Roland Zarzycki, prorektor ds. dydaktycznych Collegium Civitas

 

650 000 zgonów. Porażająca liczba ofiar, młodych i starych, bliskich i anonimowych, które ponoszą śmierć, bo świat bagatelizuje zagrożenie. Czy to apokalipsa SARS-CoV-2? Bynajmniej. To coroczne żniwo wirusa grypy, nad którym corocznie przechodzimy obojętnie.

Tak, to kolejny felieton wykorzystujący obecną koniunkturę. Wbrew jednak panującej nad Wisłą modzie, pytam celebrytów, po co namawiają do pozostania w domach? Chiny i Korea udowodniły, że skuteczna walka z epidemią polega na wykrywaniu chorych. My musimy tkwić w domach, bo rząd nie ma lepszego pomysłu niż bezmyślnie odizolować wszystkich od wszystkiego. Pytam media, dlaczego dają głos tym, którzy podsycają histerię, a dyskredytują tych, którzy studzą nastroje? Pytam Polskę, po co nam ten heroiczny bój o zdrowie narodowe toczony z czeluści wersalek? Proszę nie zrozumieć mnie źle – to wielka strata, że umierają ludzie. Dlaczego jednak pokazuje się nam 50 000 trumien ofiar SARS-CoV-2, a nie zasmuca się nas 650 tysiącami trumien ofiar grypy?

W Nowej Zelandii i Islandii raportowana śmiertelność SARS-CoV-2 to ~0,1%, w Izraelu i Chile ~0,5%, we Włoszech ~12%, a w Sudanie niemal 30%. Czy naprawdę skuteczność służb zdrowia różni się kilkudziesięciokrotnie? Bynajmniej. Chodzi o sposób agregacji danych. Zgony monitoruje się skrupulatnie (nawet jeśli ich przyczyny już niekoniecznie). To jednak, co media nazywają liczbą zakażonych jest de facto liczbą zaraportowanych zakażeń. Jeśli testy robimy wyłącznie poważnie chorym, śmiertelność wychodzi wysoka. Podobnie byłoby w przypadku śmiertelności grypy, gdyby zliczać ją jako stosunek liczby zgonów do liczby chorych, którzy trafili na grypę do szpitala. Jeśli jednak testom poddalibyśmy także osoby, które przechodzą zakażenie bezobjawowo i lekko – a to lwia część – to ewidencjonowana śmiertelność SARS-CoV-2 zmniejsza się… kilkudziesięciokrotnie.

Niesamowite jest, jak łatwo w obliczu zagrożenia epidemicznego oddaliśmy prawa obywatelskie. Rząd blokuje setki tysięcy przedsiębiorstw, więzi nas w domach, my zaś przyklaskujemy. Propaganda TVP pod hasłem „najważniejsze jest zdrowie” łączy władzę i opozycję. I właściwie ten teatr absurdu mógłby trwać długo, gdyby nie… ekonomia. Łączny gospodarczy efekt SARS-CoV-2 jest trudny do przewidzenia, pewne jest natomiast, że padną mali, nie duzi, oraz że rachunek zapłaci podatnik. A co jeśli SARS-CoV-19 i jego mutacje staną się chorobą sezonową? I co z ofiarami grypy – pomijamy je? W tym sensie to, co dziś wydaje się krótkoterminowo odpowiedzialne ze względów epidemicznych, już wkrótce okaże się skrajnie nieodpowiedzialne gospodarczo w perspektywie średnio- i długoterminowej. Za dumne paradowanie w maseczkach wkrótce zapłacimy bardzo wysoką cenę.

Kiedy w grudniu 1954 Marian Keech przewidziała koniec świata, grupa osób, która uwierzyła w jej proroctwo, wyzbyła się dóbr doczesnych, sprzedając domy, rozdając pieniądze, i skupiła się na modlitwie o zbawienie. Koniec świata – jak już wiemy – nie nastąpił, ale ci którzy wtedy wszystko stracili… radowali się skutecznością swych modłów. Podobny mechanizm wkrótce pozwoli nam uznać, że tylko dzięki obecnej cudownej mobilizacji nasz kraj ocalał. Siłą opinii publicznej tkwimy w tym razem – kto podnosi rękę na świętość groźby COVID-19, smagany jest biczem nierozwagi. Przez media, rząd, opozycję, sąsiadów, policję, rodzinę.

Największy respekt SARS-CoV-2 należy się więc nie ze względu na śmiercionośność, ale za to, jak skutecznie obnażył lichość naszej cywilizacji – rozwarstwienie i przenoszenie ciężaru walki na najsłabszych, cynizm mediów i paraliż rozumu. Wirus zamknął nas w domach, a odcinając od realnych relacji, tym bardziej oddał we władanie algorytmów i mediów sterujących naszym myśleniem. Dziel i rządź, wirusie!

 

Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 2.04.2020 r.

Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/