Ruchów społecznych kwadratura koła

Udostępnij strone

Stanisław Mocek, socjolog, medioznawca, rektor Collegium Civitas

 

Wybory prezydenckie miały wiele konsekwencji. Wśród nich pojawiła się u dwóch kandydatów, którzy uzyskali dobry wynik wyborczy, chęć utworzenia ruchów społecznych. I nie ma w tym nic dziwnego, zważywszy na gotowość do zagospodarowania dość znacznego elektoratu, który na nich zagłosował. Obydwaj mówią o spożytkowaniu energii, drzemiącej w jakichś segmentach społeczeństwa, która dotychczas nie została nigdzie skanalizowana – ani w działalności politycznej, ani w organizacjach pozarządowych. Chcą wyjść tym ludziom i ich pomysłom naprzeciw i budować alternatywę dla dotychczasowych form aktywności w życiu publicznym, które albo się już wyraźnie zużyły, albo wypaliły.

Z takimi inicjatywami wyszedł Szymon Hołownia i Rafał Trzaskowski, ale z nieco odmiennymi wizjami stworzenia i działalności takich bytów społeczno-politycznych. Szymon Hołownia już taki ruch pod nazwą „Polska 2050” powołał i zapowiedział utworzenie jego struktur lokalnych oraz start w wyborach parlamentarnych. Rafałowi Trzaskowskiemu, który powołanie ruchu musiał przełożyć, chodzi o stworzenie obywatelom przestrzeni do aktywności w oparciu o samorządy, bez tworzenia konkurencji dla partii politycznych i startu w wyborach do parlamentu.

Te odmienne wyobrażenia o ruchu społecznym natrafiają na podobne rafy.

Pierwszą z nich jest być może błędna diagnoza, polegająca na zidentyfikowaniu jakieś określonej populacji, która na danego kandydata głosowała i ma podobne do niego poglądy na Polskę i jej rozwój. Mimo wyborczego zachłyśnięcia, może pojawić się już dość szybko  rozczarowanie, że jest to tak naprawdę zatomizowana część społeczeństwa, która głosowała akurat na tego kandydata pod wpływem niechęci do innych i rozczarowania polityką jako taką.

Drugą jest nietrwałość takich inicjatyw, które w momencie startu epatują świeżością, kolorami i uśmiechami, aby w krótkim czasie wypalić się i zanikać. Błędem jest w tym przypadku tworzenie sformalizowanych struktur, ale i utrzymanie tych nieformalnych relacji zmierza donikąd. Nie ma wyjścia z takiej sytuacji, co przećwiczyło wielu działaczy pozarządowych, angażujących się w trakcie dekady np. w ruchy miejskie. Mimo niechęci ludzi do partii politycznych, które cyklicznie już w badaniach zaufania do instytucji zajmują ostatnie miejsce, to właśnie te partie cały czas istnieją i mają swoich przedstawicieli w parlamencie.

I trzecią – być może genetyczną – wadą takich ruchów jest to, że inicjowane przez wyrazistego lidera z czasem przenoszą się pod jego wpływem i z konieczności w przestrzeń wirtualną.  Z jednej strony jest ona szansą na powiększenie kręgu zainteresowanych, a z drugiej w sposób charakterystyczny dla świata społecznościowego powoduje szybkie zniechęcenie wobec braku ciągle dolewanego paliwa, niekoniecznie zawierającego składniki fair play.

Trzeba mieć nadzieję, że obydwaj kandydaci na Prezydenta RP wyciągają wnioski z dotychczasowych projektów tworzenia ruchów, chociażby Janusza Palikota i Pawła Kukiza. Obydwie te inicjatywy, po początkowym entuzjazmie liderów, ich zespołów, wreszcie części ludzi, wygłodniałych nowości na scenie politycznej, zakończyły się spektakularnymi porażkami. I to właśnie z tych powodów, które nakreślone zostały wyżej: wpadania w pułapkę nieokreśloności, rozmycia początkowej świeżości, wreszcie zużycia się liderów i ich frustracji wynikającej z braku namacalnych i wymiernych efektów ich działania. Może tym razem będzie inaczej i perspektywa Polski 2050 nie będzie zbyt odległa, a Nowa Solidarność będzie oparta na autentycznej solidarności obywatelskiej.

 

 

 

Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 11.09.2020 r.

Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/