Schizofrenia społeczna raz jeszcze

Udostępnij strone

Stanisław Mocek, socjolog, medioznawca, rektor Collegium Civitas

 

Swego czasu, w latach 80., jedną z najbardziej oryginalnych koncepcji socjologicznych była koncepcja schizofrenii społecznej, stworzona przez Edmunda Wnuk-Lipińskiego, znanego socjologia i komentatora medialnego, profesora Polskiej Akademii i Nauk, a także jednego z założycieli, prezydenta, a potem rektora Collegium Civitas.

Schizofrenia społeczna (albo dymorfizm społeczny) oznaczała dwupostaciowość życia publicznego, czy inaczej mówiąc rozdwojenie i rozdzielenie życia społecznego nie tylko na sferę publiczną i prywatną, ale na coraz bardziej izolowany od siebie świat rzeczywisty i oficjalny. Przejawem takiego stanu było zorientowanie jednostki na dwie równoległe do siebie sfery, które wykształcały się w drodze zawłaszczania przez ówczesną władzę niemalże całości życia publicznego. Przede wszystkim z punktu widzenia języka i retoryki, czyli posługiwania się oficjalnym językiem propagandy i jedynej wykładni spraw dotyczących ludzi oraz przekonania o istnieniu jedynej słusznej drogi rozwoju społeczeństwa i państwa. Drugim wyróżnikiem takiego stanu rzeczy było kształtowanie prawa, podporządkowanego jednemu centrum kierowniczemu, najczęściej jednej partii politycznej i jej ideologii. I wreszcie trzecim były środki przymusu, czyli wymuszania lojalności ludzi w celu podporządkowania ich wszechwładnemu systemowi. Tu otwarte było pole do wszelkich form konformizmu i oportunizmu, powszechnej kategorii „miernych, ale wiernych”, tłamszenia charakterów i łamania kręgosłupów, mentalności homo sovieticus oraz wszelkiej maści pożądanego przez władzę modelu człowieka z plasteliny, a nie tak jak w filmach – z marmuru i żelaza.

Najogólniej rzecz biorąc, życie jednostki w sytuacji dwupostaciowości życia społecznego powoduje stan schizofrenii – nieprzystawania i ciągłej sprzeczności między zjawiskami przynależnymi do życia osobistego, rodzinnego, towarzyskiego i prywatnego, a wartościami pożądanymi i wymuszonymi przez System. System, czyli wszechwładne państwo z całym swoim aparatem i wszystkimi swoimi poplecznikami, kierującymi się albo przekonaniem o słuszności takiej służalczej postawy, albo naginającymi się do niej z punktu widzenia własnego partykularnego interesu.

Drogi Edmundzie, kiedy odchodziłeś od nas pięć lat temu, nikomu nie przyszłoby do głowy, że nastąpi nawrót twojej koncepcji schizofrenii społecznej, którą wprost wyprowadzałeś z refleksji nad totalitaryzmami formułowanymi przez najtęższe umysły: Arendt, Koestlera, Orwella i Sołżenicyna, Kołakowskiego i Tischnera. Że nastąpi powrót schematów klasycznej propagandy sukcesu, odtrąbianego poprzez kanały informacyjne państwowego radia i telewizji, z których dowiadujemy się, że jesteśmy niekwestionowanymi liderami w zakresie spraw gospodarczych, rozwiązań epidemicznych i medycznych, programów socjalnych i inwestycji. Że za wszelkie niepowodzenia obarcza się opozycję, która jest w takim rozumieniu zbędna i niepotrzebna, a jej istnienie w demokracji jest dopustem bożym. Że zaufanie do władzy mierzone jest stopniem uległości wobec niej tzw. zwyczajnych ludzi, a nie rzetelną oceną ekspertów od ekonomii, pandemii i procesów społecznych. Że jednego dnia dowiadujemy się, że żadnej epidemii na świecie nie ma, a zaraz potem widzimy obrazy z Brazylii, że nie ma już gdzie chować zwłok jej ofiar. Że wiele ośrodków na świecie wydaje nieznane w historii środki finansowe na jak najszybsze wynalezienie szczepionki przeciw covidowi, a zaraz potem słyszymy, że szczepionka będzie trucizną…

Niestety Edmundzie, ciąg dalszy nastąpi…

 

Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 19.06.2020 r.

Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/