Uczelnie jak Hyde Park?

Udostępnij strone


Stanisław Mocek, socjolog, medioznawca, rektor Collegium Civitas

 

Przyglądając się historii uniwersytetów i analizując ich akademicki charakter można zauważyć, że wielokrotnie przetaczała się w wielu środowiskach dyskusja na temat wolności wypowiedzi, debaty i dyskusji odbywających się na terenie uczelni. Były to często dysputy dotyczące granic wolności wypowiedzi i wyrażania opinii, a przede wszystkim tego, czy owe opinie wynikają z aktualnego stanu wiedzy o danym zjawisku i czy są zgodne z faktami lub ich naukową interpretacją. Obecnie wątki te powróciły z racji skierowania do parlamentu przez ministra edukacji i nauki projektu nowelizacji ustawy, zawierającej tzw. pakiet wolnościowy.

I nie powinno być z tym pakietem, zwłaszcza zawierającym w nazwie słowo „wolność” większego problemu, szczególnie kiedy czyta się główne jego przesłanie: Rektorzy mają otrzymać ustawowe zadanie „zapewniania w uczelni poszanowania wolności nauczania, wolności słowa, badań naukowych, ogłaszania ich wyników, a także debaty akademickiej organizowanej przez członków wspólnoty uczelni z zachowaniem zasad pluralizmu światopoglądowego i przepisów porządkowych uczelni”. Paradoksalnym jednak jest to, że w tak szumnie nazwanym zestawie przepisów mieści się z jednej strony chęć dopuszczenia do głoszenia w uczelni wszelkich „przekonań religijnych, światopoglądowych lub filozoficznych”, a z drugiej pomysł, że o ich ewentualnym aspekcie dyscyplinarnym będzie decydowała komisja przy ministrze, która będzie rozstrzygała o przypadkach represji ze strony uczelni wobec osób głoszących takie poglądy.

Przeciwko tym zapisom w ustawie protestowały praktycznie wszystkie instytucje w kraju zajmujące się sprawami szkolnictwa wyższego i nauki, kwestionując zasadność tego projektu, włącznie z odwołaniem się do zapisów Konstytucji i powołując się na ekspertyzy i opinie znanych etyków i prawników. W znakomitej opinii zamówionej u profesora nauk prawnych i znanego adwokata prof. Huberta Izdebskiego czytamy: „Projekt, pozostając poza materią wolności akademickiej, ma, jak wynika z materiałów zastępujących uzasadnienie, służyć uznaniu, że działalność prowadzona w ramach wąsko przy tym rozumianej „akademii” należy do sfery życia publicznego, a w związku z tym władze publiczne mają obowiązek zapewnienia, niezależnie od tego, jaki to ma związek z nauką i naukowością, swobody wyrażania w ramach działalności nauczyciela akademickiego przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, jak również jakichkolwiek innych poglądów, także mających charakter całkowicie nienaukowy.”

 

W imię przełamania dominacji „lewackich krzykaczy” i domniemanych prześladowań w uczelniach osób o poglądach konserwatywnych – bo taka jest argumentacja ministerialnego wnioskodawcy wyrażana w ostatnich tygodniach w mediach – usiłuje się wprowadzić administracyjnie i centralnie umocowane przepisy, które umożliwią stworzenie z uczelni zdywersyfikowanych Hyde Parków. Każdy więc, praktycznie bezkarnie lub w sposób usankcjonowany przez państwo i jego centralne instytucje będzie mógł głosić swoje poglądy, także wtedy kiedy są one demonstracją pseudonauki i stoją w jaskrawej sprzeczności do aktualnego stanu wiedzy. I to w dodatku w imię „wolności”, całkowicie odstającej od odpowiedzialności za słowo i jego wpływ na kształtowanie opinii młodych ludzi. I tak, od Humboldtowskiej misji uniwersytetu, łączącej dydaktykę z badaniami naukowymi zmierzamy do uprawiania popnauki z jej uczelnianymi Speakers’ Corner.

 

Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 2.06.2021 r.

Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/