Wirus, ale jaki?…

Udostępnij strone

dr Krzysztof Liedel i dr Paulina Piasecka, Collegium Civitas

 

Cóż to za pytanie, wykrzyknie zapewne zaniepokojony stanem naszych umysłów Czytelnik! Przecież epidemia, wkrótce pandemia, cywilizacja chwieje się w posadach, lody Antarktydy rozpuszczają się na naszych oczach, szarańcza pożera Afrykę i Pakistan, a inne znaki końca czasów też na pewno są, tylko skrywane przed nami starannie przez tych, którym ufać nie można – choć nie do końca wiadomo, kim „oni” są.

W takim świecie chaotycznej informacji przyszło nam stawić czoła wyzwaniu związanemu z koronawirusem COVID-19. W świecie, w którym wiarygodność źródła informacji coraz częściej mierzy się tym, jak bardzo uprawiana przez nie polityka informacyjna zgodna jest z naszymi własnymi poglądami, lub też w świecie, w którym żadnemu źródłu informacji nie jesteśmy w stanie zaufać w pełni.

Dlatego właśnie sądzimy, że najważniejszym wirusem, na który powinniśmy szukać szczepionki, jest wirus dezinformacji, powodujący powikłania w postaci paniki, braku zaufania do instytucji odpowiadających za reagowanie na zagrożenia, a w dalszej perspektywie – także za rozpad integralności struktur społecznych.

Wyposażenie poszczególnych osób i całych grup społecznych w narzędzia wzmacniające odporność na tę bolączkę nie jest zadaniem prostym – przede wszystkim dlatego, że reakcja nasza powinna mieć z jednej strony charakter ad hoc (w końcu kryzys rozwija się tu i teraz, na naszych oczach), a  jednocześnie strategiczny – zagrożenia informacyjne pozostaną, jak się wydaje, częścią naszego środowiska bezpieczeństwa.

Jak wiadomo, kreowanie strategicznych odpowiedzi na bieżące kryzysy rzadko daje pozytywne efekty. Niestety, przy ograniczonych środkach, jakimi dysponuje państwo i jego instytucje, nietrudno pokusić się o „gaszenie pożarów” na bieżąco, zamiast przeznaczać siły i środki na kształtowanie długofalowo działających mechanizmów mających na celu zwiększenie odporności dużych grup społecznych na dezinformację.

To trudne – podjąć decyzję o tym, żeby z ograniczonych środków wygospodarować pulę, niemałą w końcu, na budowanie skutecznych mechanizmów edukacji, zwiększania świadomości i umiejętności racjonalnego myślenia o świecie. Trudne tym bardziej, że im więcej świadomych obywateli, krytycznie myślących o debacie publicznej i jej uczestnikach, tym większe ryzyko, że nie tylko na dezinformację związaną z koronawirusem będą umieli mądrze reagować.

Wypada zatem zadać sobie pytanie, w co inwestować będzie polskie państwo? Na ile dostrzeże powagę zagrożeń informacyjnych wewnętrznych i zewnętrznych i na ile będzie chciało budować siłę wewnętrzną i odporność na nie?

Warto przecież przypomnieć sobie, że nie jesteśmy pokoleniem pierwszym ani ostatnim, które z zagrożeniami dla bezpieczeństwa Polski musi się mierzyć. Po nas przyjdą inni, którzy decydować będę o kierunku, w jakim zmierzać będzie nie tylko nasz kraj, ale i cała Europa. Jak dużo chcemy zainwestować w ich edukację i świadomość, mając w pamięci to, że decydować będą także o nas, kiedy oddamy im już stery politycznej, gospodarczej, kulturalnej i akademickiej rzeczywistości?

Nasza odpowiedź na pytanie o to, jaki wirus zagraża nam najbardziej, jest bowiem jednoznaczna: obawiamy się epidemii ignorancji, poznawczej apatii i niezdolności do wzięcia odpowiedzialności za otaczający nas świat. Chyba że naprawdę chcemy nie tyle czekać na koniec świata, ile sami go sobie na głowę sprowadzić…

 

 

Tekst ukazał się w wydaniu papierowym „Polska Times” z dnia 06.03.2020 r.

Wydanie jest również dostępne w wersji elektronicznej na stronie: https://plus.polskatimes.pl/wykup-dostep/