
14 czerwca 2018 r. w Pałacu Staszica w Warszawie odbyła się debata naukowa nt. „Czy australijski model imigracji może mieć zastosowanie w Europie?” zorganizowana przez Collegium Civitas, Instytut Filozofii i Socjologii PAN oraz Ośrodek Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego.
W ciągu ostatnich lat, Australii udało się znacząco ograniczyć problem uchodźców próbujących przedostać się do kraju przez ocean. W związku z powyższym, politycy europejscy coraz częściej przywołują przykład rozwiązań zastosowanych przez rząd w Canberze i rozważają ich wdrożenie w swoich krajach. O specyfice australijskiej recepty na ograniczenie nielegalnej imigracji, jej konsekwencjach oraz możliwości wdrożenia na terenie krajów Wspólnoty Europejskiej rozmawiali paneliści:
- dr Katarzyna Andrejuk, adiunkt w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk,
- dr hab. Paweł Kaczmarczyk, dyrektor Ośrodka Badań nad Migracjami,
- dr hab. Stefan Markowski, wieloletni doradca organizacji rządowych i prywatnych w Australii i Wielkiej Brytanii,
- JE Paul Wojciechowski, ambasador Australii w Polsce.
Moderatorem debaty był prof. dr hab. Jan Pakulski, emerytowany prof. na Uniwersytecie Tasmańskim, wykładowca Collegium Civitas, członek Australijskiej Akademii Nauk Społecznych.
WYSTĄPIENIA EKSPERTÓW
prof. dr hab. Jan Pakulski, wprowadzenie w debatę
Dlaczego imigracja i dlaczego Australia? Po pierwsze imigracja stanowi ogromny, nierozwiązany problem w Europie. Media nazywają go kryzysem, który napędza wiatr demagogom populistycznym i sprawia, że ksenofobiczne ruchy i grupy polityczne w Europie nabierają wielkiego znaczenia. Sprawia także, że europejska solidarność zaczyna się kruszyć. Brexit był po części wywołany lękami nierozładowanymi przez rząd brytyjski, spowodowanymi masową emigracją szczególnie z Europy Wschodniej. Dotyczy to także skrajnych ruchów populistycznych w całej Europie, które na sztandarze często mają antyimigracyjne hasła i szerzą strach zarówno przed imigrantami, jak i uciekinierami politycznymi. Polska przygotowuje zmiany w programie imigracyjnym, dlatego wśród gości debaty znaleźli się obecni i byli przedstawiciele władz polskich, dyplomaci i urzędnicy państwowi. Spodziewamy się bardzo dużych zmian w systemie imigracyjnym, które wymagają pewnych przygotowań politycznych, ekonomicznych, społecznych i kulturowych.
Dlaczego Australia? System imigracyjny w Australii uznawany jest powszechnie za bardzo dobrze prosperujący. Organizacja OECD przyznała Australii i Kanadzie najwyższe notowania za stworzenie systemu imigracyjnego, który łączy kilka cech.
Zdaniem prof. J. Pakulskiego nie wszystkie cechy tego systemu mogą być wprowadzane w innych krajach. Każdy kraj musi stworzyć własny system imigracyjny, który stawia czoło bardzo specyficznym wymaganiom i sytuacjom. Na co warto zwrócić uwagę w programie australijskim? Przede wszystkim jest to system masowej imigracji planowanej i kontrolowanej. Do Australii przybywa rocznie ok. 200-250 tys. emigrantów, a ok. 190 tys. z nich pragnie się w niej osiedlić. Są to emigranci, którzy przybywają w głównym strumieniu nazywani skilled workers [pracownicy wykwalifikowani]. W roku 2018 został wprowadzony dodatkowy element dla popierania emigracji regionalnej, szczególnie w Nowej Zelandii, co oznacza zwiększoną liczbę miejsc w programie imigracyjnym dla najbliższych sąsiadów Australii – Nowozelandczyków. W tym strumieniu, który stanowi 90 proc. całej imigracji australijskiej, przeważają ludzie młodzi, wykształceni i z wysokimi kwalifikacjami, spełniający wymagania i oczekiwania społeczne. Przede wszystkim zapewniają oni miejsca pracy w rozwijającej się bardzo szybko, postindustrialnej ekonomii australijskiej. Około 50-60 proc. z nich to studenci uczelni australijskich, którzy po ukończeniu studiów dostają możliwość osiedlenia się na stałe w Australii. Selekcja jest przeprowadzana głównie przez bardzo neutralny, m.in. pod względem koloru skóry i etniczności, system punktowy, w którym trzeba zdobyć 60 punktów. Najwięcej, do 30 punktów można zdobyć za młody wiek – 25-42 lata. Punkty dostaje się także za edukację i dobrą znajomość języka angielskiego. Jest to ostatnio wprowadzona zmiana, ponieważ podczas corocznego przeglądu imigracji władze stwierdziły, że około miliona Australijczyków nie mówi dobrze po angielsku, co bardzo utrudnia program integracji.
Następną cechą systemu, na którą wskazał prof. J. Pakulski, jest jego ścisłe powiązanie z systemami: adaptacyjno-integracyjnym i edukacyjnym. Australijski program wielokulturowy wspomaga imigrantów w ich integracji ze społeczeństwem, pozwalając m.in. na zdobywanie lepszej znajomości języka angielskiego i podwyższanie kwalifikacji, a więc daje możliwość otrzymania obywatelstwa australijskiego. Drugim połączeniem jest system edukacyjny. Około 50-60 proc. tego strumienia kwalifikacyjnego emigrantów, stanowią byli studenci szkół wyższych i uniwersytetów australijskich, którzy dostają punkty zarówno za wysoką edukację, jak również za studiowanie w Australii. Dzięki temu australijski system edukacyjny wspaniale prosperuje. W Australii jest ok. 800 tys. studentów, z których większość płaci czesne uniwersytetom australijskim. Dzięki temu edukacja stała się trzecim – po kopalinach, rudzie żelaza i węglu – przemysłem eksportowym Australii, przynoszącym 30 mld dolarów dochodu rocznie. Prof. J. Pakulski podkreślił, że jest to bardzo dobry pomysł rekrutacji emigrantów, poprzez własny system edukacyjny, który pomaga im zarówno w integracji, jak i w zdobywaniu wysokich kwalifikacji uznawanych w Australii.
Kolejna cecha australijskiego systemu to jego bardzo duża elastyczność. Od 2009 roku rząd australijski prowadzi coroczne survey (badanie ankietowe) imigrantów, żeby sprawdzić, jak przebiega ich adaptacja. Wyniki są ciekawe: 90 proc. imigrantów, którzy przybywają we wspomnianym kwalifikowanym strumieniu imigracji w ciągu roku ma pracę, ¾ z nich ma pracę stałą, bardzo wysoko płatną. W Australii zarobki imigrantów są wyższe niż zarobki nie imigrantów, ponieważ wydajność pracy imigrantów jest wyższa i wzrasta w szybszym tempie. Zatem to imigranci stanowią fundament dobrobytu i rozwoju gospodarczego Australii. Przy corocznych przeglądach imigracji, które decydują zarówno o strukturze, jak i liczbie imigrantów, kładzie się także nacisk na pewne dysfunkcje, które masowa imigracja powoduje. W tej chwili w Australii trwają debaty, czy należy ten strumień zmniejszyć, czy go zmienić, ponieważ pojawiły się dwa ważne problemy, które wynikły z bardzo szybkiego napływu imigrantów: ogromne zatłoczenie w Sydney i Melbourne, miastach, które przyjmują największą liczbę imigrantów i gwałtowny wzrost cen domów. Niektórzy uważają, że jest to wynik złego planowania, a nie dużego napływu imigrantów. Takie debaty pozwalają utrzymać w Australii wysoki poziom poparcia dla masowej imigracji. W ocenie prof. J. Pakulskiego to, że debaty publiczne owocują przyjaznym stosunkiem do imigrantów, który jest najwyższy w Australii (w porównaniu do innych krajów), jest wielkim osiągnięciem. Także – według wskazań danych o tożsamości imigrantów – integracja jest najwyższa ze wszystkich krajów. Już po roku czy dwóch prawie wszyscy imigranci utożsamiają się z Australią. Brak też patologii imigranckich, lęku przed terroryzmem i przestępczością. To właśnie sprawia, że warto przyjrzeć się australijskiemu systemowi migracyjnemu.
Zwracając się do panelistów, prowadzący poprosił o wypowiedzi koncentrujące się nie na cechach systemu australijskiego, ale pytaniu: do jakiego stopnia z doświadczeń Australii możemy skorzystać w Europie i w Polsce?
dr Katarzyna Andrejuk
Doktor K. Andrejuk zaczęła wypowiedź od uściślenia pytania, które zostało postawione w tytule seminarium: model imigracji czy polityka imigracyjna? Jej zdaniem można je rozumieć wąsko jako model przyjmowania cudzoziemców do danego kraju – jakie kategorie imigrantów są przyjmowane do danego państwa, ale także szeroko jako nie tylko zasady przyjmowania cudzoziemców, ale również zasady ich adaptacji i strategie integracyjne przyjmowane przez dane państwo. Zdaniem dr K. Andrejuk drugie ujęcie jest dużo ciekawsze i dlatego do niego właśnie odniosła się w swojej wypowiedzi.
Sytuacja wyjściowa, porównując Australię i Europę, jest bardzo różna. W Australii imigracja była kluczowa dla budowy społeczeństwa, ponieważ nie jest to naród etniczny w tym sensie, w jakim europejskie narody przez wiele wieków były narodami homogenicznymi etnicznie. To sprawia, że nie ma prostego przełożenia polityki australijskiej na politykę europejską, czy polską. Jednak czy wspomniane przez prof. J. Pakulskiego cechy, takie jak poszukiwanie imigrantów wysoko wykwalifikowanych, przyciąganie studentów cudzoziemskich na uczelnie danego państwa to cechy specyficzne, swoiste dla modelu australijskiego? Nie, to są cechy budowania skutecznej, efektywnej polityki wielokulturowości w wielu krajach Zachodu, np. w Kanadzie czy Stanach Zjednoczonych. Różnice to narzędzia w jaki sposób to jest zbudowane oraz konkretne rozwiązania polityczne i prawne, które są stosowane. Ten model jest uniwersalny i także w Europie może być stosowany. Przyciąganie imigrantów na studia i wysoko wykwalifikowanych na pewno ma zastosowanie zarówno w Europie, jak i w Polsce. Tacy imigranci najszybciej się integrują, są aktywni na rynku pracy, mniej korzystają ze świadczeń społecznych, nie dominują systemu zabezpieczenia społecznego. Jeżeli jednak pytamy o zastosowanie modelu australijskiego w Europie, to należy doprecyzować, do której polityki chcemy ten wzorzec zastosować, ponieważ polityka w Europie jest bardziej skomplikowana. Szczęśliwie Australia nie ma do czynienia z systemem wielopoziomowego zarządzania migracjami, jak w przypadku Unii Europejskiej. W przypadku polityki migracyjnej krajów Unii, mamy do czynienia z poziomem unijnym, który narzuca pewne ogólne zasady, takie jak swoboda przepływu osób, w tym pracowników w ramach mobilności wewnątrzunijnej, swoboda dotycząca obywateli Unii Europejskiej, czy promowanie imigrantów wysoko wykwalifikowanych, tak jak w Blue Card Directive – w dyrektywie o niebieskiej karcie. Mamy też do czynienia z poziomem narodowym i stanowione przez państwa polityki imigracyjne i integracyjne, nadal odgrywają ogromną rolę dla całościowego procesu inkluzji imigrantów, np. dostęp cudzoziemców do obywatelstwa nadal pozostaje w gestii państw unijnych. Inny przykład: Unia Europejska określa ogólne zasady (minimalne standardy), natomiast państwa uszczegółowiają te zasady i mogą one przyjąć nawet bardziej korzystne dla imigrantów rozwiązania – status rezydenta długoterminowego w Unii. Co to oznacza? Każdy cudzoziemiec z państwa trzeciego mieszkający w Unii Europejskiej musi po 5 latach uzyskać pozwolenie na stały pobyt, dostęp do edukacji na tych samych zasadach co obywatele. Jest to minimalny standard. Kraje członkowskie mogą stworzyć rozwiązania bardziej korzystne i pozwolić imigrantom z państw trzecich na uzyskiwanie stałego pobytu dużo wcześniej, np. zaraz po przybyciu do danego kraju. Poziom narodowy to też różne specyficzne rozwiązania, wynikające z historii poszczególnych krajów, np. w Europie Zachodniej przyjmowanie imigrantów z byłych kolonii na uprzywilejowanych zasadach, w Europie Środkowo-Wschodniej przyjmowanie imigrantów o określonej identyfikacji etnicznej, repatriantów czy też na zasadzie Karty Polaka w Polsce (podobne karty też są na Węgrzech). Istnieją wspólne kwestie, które dotykają całą Europę, np. tzw. kryzys uchodźczy, zarządzanie imigracjami uchodźczymi. Poszczególne kraje mają specyficzne problemy, takie jak integracja II i III pokolenia imigrantów z odmiennego kręgu kulturowego, często muzułmańskiego w Europie Zachodniej, problemy demograficzne w Europie Środkowowschodniej, starzenie się społeczeństwa. Nie jest to tylko problem Europy Środkowo-Wschodniej, ale tutaj jest on szczególnie poważny. Wyzwaniem polityki Unii Europejskiej, które zdaniem Prelegentki szczęśliwie nie jest wyzwaniem polityki australijskiej, jest konieczność budowania konsensusu między krajami członkowskimi, które mają bardzo różne interesy w polityce imigracyjnej i muszą je uzgodnić. Bardzo wyraźnie było to widać podczas kryzysu uchodźczego, kiedy można było zaobserwować, jak bardzo różne są stanowiska poszczególnych państw unijnych i jak bardzo trudno jest je pogodzić. Kolejna bardzo ważna różnica: w Europie mamy do czynienia z dwoma reżimami migracyjnymi, mobilnością wewnątrzunijną Europejczyków, która jest ułatwiona – swobodny przepływ osób, swobodny przepływ pracowników oraz migrację obywateli państw trzecich do Unii Europejskiej. Są one dużo trudniejsze dla nisko wykwalifikowanych migrantów, dla których przeznaczone są głównie prace sezonowe, stąd mówi się czasem o fortecy Europa. Odnosząc się do słów przedmówcy, że Australia promuje imigracje osiedleńcze dodała, że celem budowania Unii Europejskiej, celem mobilności wewnątrzunijnej – zasady swobodnego przepływu osób jest ich osiedlanie. Celem jest cyrkulacja pracowników z wysokimi kwalifikacjami, studentów i w ogóle obywateli Unii Europejskiej. To rozwiązanie Unii Europejskiej zakłada elastyczność rynków i mobilność pracowników.
Odpowiadając na pytanie, czego Europa może się nauczyć z przykładu australijskiego, dr K. Andrejuk wskazała dwa poziomy: zasad ogólnych i szczegółowych narzędzi regulacji prawnych – jak te ogólne zasady są wdrażane, realizowane. Wypowiadając się nt. ogólnych zasad, przywołała tekst Stevena Caspersa z 1992 r. mówiący o tym, czego Europa może się nauczyć od Australii. Zdaniem prelegentki S. Caspers trafnie zauważył, że Australia ma wyjątkową selektywność opartą wyłącznie na kryteriach posiadanych kwalifikacji, a nie na etniczności. I to jest też sukces polityki australijskiej, że w latach 70. XX wieku odeszła od polityki białej Australii w stronę wieloetniczności, zachowując przy tym spójność społeczną i poparcie dla procesów migracyjnych.
Druga kwestia na poziomie ogólnych zasad, czego możemy nauczyć się od Australii, to są starania rządu, aby migracje były społecznie akceptowane. Faktem jest, że również w Australii są różne partie reprezentujące mniej lub bardziej radykalny punkt widzenia. Z ostatnich badań wynika, że w społeczeństwie australijskim wzrosła islamofobia, ale mimo to, w Australii bardziej niż w Europie dyskurs użyteczności jest obecny. W Europie używa się dyskursu imigracyjnego jako narzędzia walki politycznej, jako narzędzia służącego do polaryzacji społeczeństw europejskich i to na pewno nie sprzyja integracji imigrantów, budowaniu spójności społecznej, włączaniu imigrantów w społeczeństwo europejskie. Na poziomie konkretnych narzędzi, polityk, regulacji prawnych pozytywnie oceniła niektóre elementy polityki przyciągania studentów i absolwentów, takie jak przyspieszona ścieżka wizowa dla osób, które dostały się na studia w Australii albo ułatwienia dla cudzoziemskich absolwentów, żeby zostać na australijskim rynku pracy. Zdaniem dr K. Andrejuk dwuletnie wizy dla absolwentów to jest pomysł wart skopiowania w niektórych krajach europejskich. Łatwy dostęp do obywatelstwa kraju przyjmującego ułatwia również włączanie imigrantów w jak najpełniejszym zakresie. Jednak nie tylko Europa może się uczyć od Australii, ale również Australia może się uczyć z doświadczeń europejskich.
Na zakończenie przedstawiła wyniki MIPEX – cyklicznego rankingu Migrant Integration Policy Index, który jest przeprowadzany co kilka lat (ostatnio w 2015 r.). Wśród kilkudziesięciu krajów Australia ma bardzo wysoką pozycję – 8 miejsce, natomiast w pierwszej dziesiątce jest 6 krajów europejskich, w tym Szwecja na 1 miejscu. Szwecja ma najbardziej efektywną i skuteczną (najlepszą) politykę imigracyjną i integracyjną włączania imigrantów do społeczeństwa przyjmującego. Oprócz Szwecji, także Norwegia i Finlandia zajmują wysokie pozycje. To wiele mówi o politykach imigracyjnych i integracyjnych krajów skandynawskich.
Konkluzje z rankingu MIPEX: 1) nie tylko Europa może się uczyć od Australii, Australia też może się uczyć od Europy; 2) samo pytanie – czego może się nauczyć Europa? – jest dość kontrowersyjne. Poszczególne państwa Unii Europejskiej mają bardzo zróżnicowane polityki imigracji i integracji, a to rozwiązania wdrażane na poziomie państwowym, tak naprawdę decydują o tym, w jakim stopniu polityka wielokulturowości jest skuteczna.
dr hab. Paweł Kaczmarczyk
Profesor P. Kaczmarczyk w swojej wypowiedzi skoncentrował się na przypadku Polski. Wyszedł od stwierdzenia, że na poziomie debaty publicznej, bardzo często pojawia się taki postulat, żeby formułując albo tworząc różne rozwiązania w sferze polityki migracyjnej odwoływać się do doświadczeń innych krajów, nie tylko europejskich, ale także pozaeuropejskich, choćby do przypadku Australii czy Kanady. Podkreślił, że jeśli w ogóle mówi się o transferowalności doświadczeń, to należy zdać sobie sprawę z tego, jak różne są kraje europejskie i nie tylko europejskie pod względem doświadczeń migracyjnych. Bardzo często do jednego worka wrzucane są tradycyjne kraje imigracji, tzn. Australia, Kanada i Stany Zjednoczone, i choć rzeczywiście ich doświadczenia są porównywalne, znacznie różnią się między sobą. Na poziomie europejskim zróżnicowanie jest dużo większe. Tradycyjnie wyróżniamy trzy klasyczne grupy krajów: zachodnioeuropejskie, które najwcześniej stały się krajami migracji netto, czyli raczej przyjmują imigrantów niż wysyłają ich za granicę; kraje południa Europy, które w latach 90. de facto weszły w fazę imigracyjną (masowej imigracji) i kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Ten ogólny podział niewiele wnosi, choćby dlatego, że kraje w poszczególnych grupach także znacznie różnią między sobą, np. kraje Europy Zachodniej: Wielka Brytania, Irlandia i Niemcy, kraje skandynawskie. Jeżeli spojrzymy na reżimy migracyjne, natychmiast zobaczymy jak drastycznie się one od siebie różnią. Według prof. P. Kaczmarka podział ten jest o tyle użyteczny, że zwraca uwagę na to, że kraje europejskie borykają się z zupełnie różnymi problemami. W krajach Europy Zachodniej mamy do czynienia z kryzysem wielokulturowości. W krajach Europy Południowej mamy do czynienia z migracjami nielegalnymi, a w ostatnim czasie coraz częściej mówi się nie o kryzysie uchodźczym, a o kryzysie solidarności. Z kolei kraje Europy Centralnej albo niedawno stały się krajami migracji netto, albo wręcz wciąż to się nie stało. I to jest doświadczenie Polski. W tym kontekście postawił pytanie: dlaczego Polska nie stała się krajem imigracji netto? To pytanie stawiane w 2018 r. staje się coraz bardziej ryzykowne za sprawą masowego napływu zza wschodniej granicy. Podejmując się próby odpowiedzi na nie, wskazał trzy zasadnicze czynniki, które mogą o tym decydować. Po pierwsze Polska nie jest postrzegana jako kraj atrakcyjny w sensie ekonomicznym. Decydują o tym: niski poziom stałych płac, to, jak funkcjonuje system zabezpieczenia społecznego oraz bardzo praktyczne z punktu widzenia imigrantów rzeczy, jak brak wsparcia integracyjnego i bardzo niski poziom popytu endogenicznego, tzn. nisze emigranckie w Polsce są tak słabe, że w niewielkim stopniu generują popyt na pracę czy usługi imigrantów w tych właśnie segmentach. Drugi punkt to słabość polskiego systemu edukacyjnego. Nie chodzi tylko o niskie miejsca w rankingach, ale o język, w jakim większość uczelni oferuje swoje usługi edukacyjne. Trzeci punkt to fakt, że Polska do niedawna nie musiała robić nic, żeby zachęcać albo przyciągać imigrantów. Imigranci w Polsce nie byli potrzebni, a decydowała o tym demografia. Polska, co prawda, boryka się z problemami, z jakimi spotykają się wszystkie kraje europejskie, ale za sprawą powojennego baby boom’u i potem ech tego wyżu, procesy demograficzne są w Polsce opóźnione o ok. 20 lat. Po roku 2020 sytuacja może się zmienić. Na razie nie było presji, żeby wspierać np. masowymi, zorganizowanymi akcjami rekrutacyjnymi kwestię napływu cudzoziemców.
Dodał, że Polska jest lokalnie atrakcyjna. Po pierwsze sprawia to jej jest położenie geograficzne i bliskość kulturowa z ważnymi krajami emigracji w Europie. Mowa tu zwłaszcza o Ukrainie, ale być może w coraz większym stopniu o Białorusi. Po drugie o lokalnej atrakcyjności Polski decydują pewne rozwiązania w zakresie polityki migracyjnej, nietypowe rozwiązania, w szczególności uproszczony system dostępu do rynku pracy dla osób, które nie bardzo znają polskie rozwiązania systemowe. Pewna grupa cudzoziemców może pracować w Polsce bez zezwolenia na pracę, co de facto w dużej mierze wygenerowało ruch migracyjny, który obserwujemy w ostatnich latach. Po trzecie dość dobrze rozwinięte sieci powiązań migracyjnych, ale o charakterze bardzo specyficznym. Można je ograniczyć do dwóch grup etnicznych: Ukraińców oraz migrantów z Wietnamu.
Nawiązując do postawionych tez, z których pierwsza mówi o potrzebie transferowania doświadczeń z innych krajów, a druga o braku polityki migracyjnej w Polsce, stwierdził, że teza ta jest fałszywa. Polska ma politykę migracyjną. Pomimo tego, że nie jest ona jasno wyartykułowana, w ostatnich latach jest bardziej wyrazista niż kiedykolwiek wcześniej. Polska nie ma dokumentów programowych, ale – odnosząc się do wypowiedzi dr K. Andrejuk – postawił pytanie: jak rozumiemy politykę migracyjną? Zdaniem prof. P. Kaczmarczyka politykę migracyjną należy traktować w sposób kompleksowy, bardzo szeroki, czyli byłaby to taka polityka, która nie tylko odnosi się do zachęcania imigrantów do przyjazdu, ale także do takich sfer jak imigracja, bezpieczeństwo, polityka rynku pracy, wykorzystanie kompetencji imigrantów, relacje etniczne i wreszcie wizja miejsca imigrantów w społeczeństwie, a dodatkowo w kraju takim jak Polska. Polityka emigracyjna powinna także odnosić się do sytuacji diaspory, czyli Polaków, którzy przebywają poza granicami Polski. W przypadku Australii też ten element jest widoczny. Jeżeli spojrzymy na politykę Polski przez pryzmat tego, co zostało powiedziane, to obecną politykę migracyjną Polski można sprowadzić do trzech podstawowych zasad. Pierwsza zasada mówi, że Polska popiera imigrację z krajów bliskich kulturowo, a szczególnie taką, która wiąże się z potrzebami polskiego rynku pracy. Prymat rynku pracy to jest zasada wpisana do zasad polskiej polityki migracyjnej od wielu już lat. Czyli „tak” dla imigrantów bliskich kulturowo. Druga zasada: „nie” dla imigrantów z krajów odległych kulturowo, włącznie z imigrantami, którzy potrzebują opieki (migracjami humanitarnymi). Trzecia zasada to prymat repatriacji, czyli zachęcania do powrotu i wspierania powrotu osób, które mają korzenie polskie, albo polskie pochodzenie. Te trzy zasady kształtują politykę migracyjną Polski.
Odnosząc się do transferowalności, prof. P. Kaczmarczyk stwierdził, że nie jest łatwo odnieść doświadczenia europejskie do tego, co się dzieje obecnie w Polsce. Wymienił cztery elementy, których brak w polskiej wizji polityki migracyjnej. Pierwszy element to kompleksowość. W modelu australijskim kompleksowość podejścia przejawia się w umiejętności łączenia instrumentów z różnych sfer w stronę spójnej wizji. Drugi element to spójność. Polską politykę migracyjną trudno uznać za spójną, bowiem jednocześnie zachęca ona do przyjazdu, ułatwia przyjazd imigrantom sezonowym, ale nie robi nic, albo bardzo niewiele, by ułatwić im zakorzenienie się w Polsce. Nie stwarza możliwości integracyjnych. Trzeci element to perspektywa długookresowa. Jeden z największych problemów, zarówno w Europie, jak i w świecie, wiąże się z podażą pracy specjalistów medycznych. Kraje radzą sobie z tym problemem, masowo rekrutując specjalistów z innych krajów, także słabiej rozwiniętych. Australia poradziła sobie natomiast w zupełnie inny sposób, uznając, że najlepszą ścieżką wejścia na rynek w tym sektorze jest edukacja. Czyli zachęcano nie specjalistów medycznych do przyjazdu, ale werbowano potencjalnych studentów, którzy w przyszłości mogli zasilić australijski rynek pracy. Po kilku latach Australia nie tylko nie miała potrzeby, żeby ściągać specjalistów medycznych z zagranicy, ale wręcz mogła się nimi dzielić. Udało się wykształcić specjalistów na miejscu, co więcej z takimi kompetencjami i kwalifikacjami jakie są niezbędne. Jednak to wymaga długookresowej wizji. Czwarty element to zasada stałego monitoringu i ewaluacji zasad polityki migracyjnej.
dr hab. Stefan Markowski
Profesor S. Markowski zaproponował, aby spojrzeć na Australię trochę z innej perspektywy. Australijski system migracyjny jest systemem wielofunkcyjnym. Australia jest krajem na Pacyfiku i w związku z tym, jest też pewną siłą regionalną. Jest krajem nie tylko importującym Europejczyków i ludzi z innych kontynentów, ale jest krajem, który ma prezencję pewnej części krajów. Czemu służy polityka migracyjna? Australia ma sporą jasność rozumienia tego tematu i tę jasność sprowadza do tego, że ma określoną wizję celu polityki migracyjnej. Można powiedzieć, że łatwiej jest ludzi importować niż produkować lokalnie. Jakich ludzi importować? Australia ma jasny cel: ci, którzy są już w Australii, powinni z tego korzystać, tzn., że celem jest importowanie takich imigrantów, którzy dodają coś do jakości życia tych ludzi, który już tam mieszkają. Zatem w oparciu o te dwa kryteria można się zastanowić, jak miałby wyglądać nowy system migracyjny Polski. Jak zaprojektować system, który będzie importował tych ludzi, którzy są Polsce potrzebni, a jednocześnie tworzył system selekcji, żeby to byli ludzie, którzy najbardziej wpływają na podnoszenie jakości życia tych, którzy mieszkają w Polsce. Wchodzimy na migrację ludzi z pewnym zasobem kapitału ludzkiego. Polska chce imigrantów wyedukowanych i młodych. W jaki sposób ich przyciągnąć? Są dwie możliwości: albo stworzyć system punktowania (selekcji) jak to się dzieje w Australii, albo sprzedawać bilety wejściowe. Bilety wejściowe, w oparciu o przeprowadzoną symulację, kosztowałyby zdanie prof. S. Markowskiego między 35 a 50 tysięcy australijskich dolarów, czyli ok. 20 do 40 tysięcy amerykańskich dolarów. Gdyby je sprzedawano, to ocenia się, że przyjeżdżałoby ok. 190-200 tysięcy ludzi. Obecnie migracja, która jest punktowana, to jest około 120 tys. plus 60 tys., to są różnego rodzaju powinowaci. Też z naciskiem na ludzi młodych. Problem, jaki się pojawia, to fakt, że na zapłacenie za bilet stać ludzi starszych. W związku z tym nie byłaby to najlepsza polityka. Jeśli Polska myśli o tym, jak zbudować coś od początku, to trzeba się zastanowić: czego chcemy? Trzeba mieć jasność od początku. Wielka debata w Polsce dopiero się chyba zacznie. Drugi problem związany jest z tym, że Australia jest krajem na Pacyfiku i ma zobowiązania regionalne. To jest duża ryba w bardzo dużym stawie. W stosunku do małych rybek ma zobowiązania. Poza trochę większą rybą jak Nowa Zelandia, która jest znacznie mniejsza niż Australia, ale większą niż pozostałe wysepki. Na ogół jest to ogromna część geograficzna świata ze sporymi zasobami morskimi, z niewielką populacją, z coraz bardziej pozostającą z tyłu bardzo biedniejącą grupą ludzi. I pytanie jest takie: co taki kraj jak Australia może dla nich zrobić w swoim własnym interesie? W pewnym sensie powstaje w tym regionie coś, co można nazwać regionalnym systemem zarządzania migracjami, który jest systemem australijsko-nowozelandzkim. W Australii, w kraju liczącym 23-24 milionów ludzi, mieszka 600 tysięcy Nowozelandczyków. Jest to spora grupa i stwarza podobne problemy, jakie stwarza migracja w ramach Unii Europejskiej. Patrząc na to z punktu widzenia Nowej Zelandii, można mieć inne spojrzenie na ten odpływ Nowozelandczyków do Australii. Jednak to, co różni model australijsko-nowozelandzki od podejścia Unii Europejskiej, to to, że powstawał on od dołu. Nie jest to model narzucony z góry – top-down, tylko model bottom-up, bardziej spontaniczny. To jest jego i słabość i siła. W ramach tego modelu powstał system wspomagania wyspiarzy z różnych części Pacyfiku, który działa równolegle, z jednej strony prowadzony przez Australię, a z drugiej przez Nową Zelandię. Tutaj jest poważny problem: stwarza się tymczasowe miejsca pracy dla wyspiarzy z krajów Pacyfiku w Nowej Zelandii i w Australii. Model nowozelandzki jest wcześniejszy, bardziej efektywny, ale na mniejszą skalę. Model australijski jest bardziej ambitny. Jest to w pewnym sensie krytyczne dla regionu, bo jeśli się nic nie zrobi w tej dziedzinie, to na tych wyspach zrobi się źle. To znaczy już tam wchodzą np. Chińczycy. Mówi się o tym, że może będzie tam baza wojskowa w Vanuatu. To się może przesunąć z Półwyspu Koreańskiego bardziej w stronę Pacyfiku, czyli nie można tego tak zostawić. I pytanie: co zrobić? Pomoc poprzez tworzenie miejsc pracy w Australii i w Nowej Zelandii dla ludzi, którzy nie są właśnie specific migration, którzy się nie kwalifikują, to jest strategicznie krytyczne. I tu jest problem, którego Australia nie rozwiązała jeszcze. Problem, z którym się boryka, podobnie jak Europa, ale jest ta wielka różnica. Jest lekcja dla Europy: czy zacząć od tej wielkiej wizji integracyjnej, wspólnej Europy, a później patrzeć w dół jak się wszyscy rozchodzą? Czy to ma być taki model od dołu, w którym są trzy kroki do przodu, dwa do tyłu, a czasami i cztery do tyłu, ale coś tam się poprawia? Tylko czy w takim tempie, w jakim to można osiągnąć. To są te ogólne dylematy wszystkich polityk. W pewnym sensie nie ma na to łatwego rozwiązania. Te europejskie zmagania to jest jeden problem, zmagania na Pacyfiku to jest drugi problem. Oczywiście, w momencie jak się patrzy już na tą część integracyjną, już przyjmujemy imigrantów, integrujemy ich, odbywają się procesy, najpierw dajemy wizę do pracy, później wizy pobytowe, potem wizy pobytu stałego, rezydencyjne, później jest proces naturalizacji, takie ruchome schody, którymi się jedzie do góry i się w końcu gdzieś dojeżdża. Oczywiście są różne grupy interesów, często ci ludzie, którzy mają zupełnie inne spojrzenie na ten proces absorpcji, to są pewne grupy takie dosyć podatne, znajdujące się w trudnej sytuacji, które mają problemy np. z dojściem do systemu usług medycznych, które muszą sobie radzić z systemem komunikacji miejskiej, mają trudny dostęp do zamieszkania (wynajmowania mieszkań), i to się dzieje na ogół w tych wielkich molochach, w dwóch wielkich miastach: Sydney i Melbourne. Tam występuje lokalny stres, który może rozłożyć całą politykę, jeśli się tego nie zabezpieczy.
amb. Paul Wojciechowski
Ambasador P. Wojciechowski rozpoczął wypowiedź od wspomnień związanych z pracą w Indonezji w latach 2001-2005, kiedy to zaczęły się pierwsze fale łódek rozpoczynające proces, który nazywa się teraz The Bali Process. To był jeden z jego projektów w Indonezji, w późniejszych latach również w Brukseli, gdzie był bardzo dobry dialog o migracji z Unią Europejską. Było to ok. 2007. Europa nie była taka zainteresowana, miała za złe podejście niehumanitarne. W tym momencie całkowicie się wszystko odwróciło. Teraz eksperci z Australii są proszeni o informacje, jak działają australijskie systemy. Po kryzysie emigracyjnym polityka w Europie się całkowicie zmieniła. Oczywiście główne pytanie brzmi, czy jest coś z Australii, co można transplantować do Europy? Przywołując wypowiedź dr Katarzyny Andrejuk, o różnorodności, podkreślił, że kontekst geograficzny i kontekst kulturowy Australii i Polski jest zupełnie inny. Australia to mozaika narodów, ludzie wybierają się tam, żeby zostać Australijczykami, to jest ich wybór. Można powiedzieć, że Australia jest czasami bardziej klubem niż narodem, niż krajem. Oczywiście ma swoją suwerenność, ale bardzo duża część społeczeństwa wybiera, żeby zostać Australijczykami. Inni pozostają obywatelami innych krajów, dlatego zróżnicowanie kulturowe jest bardzo duże.
W Australii jest zupełnie inne podejście do patrzenia na migrację i wartości migracyjne. W Europie przede wszystkim brakuje prawdziwej rozmowy o polityce migracyjnej. Dzieląc się doświadczeniem zdobytym w Brukseli i Francji P. Wojciechowski zaznaczył, że w jego ocenie modus operandi polityczny polegał na tym, że nie patrzyło się na wpływy emigrantów, ludzie wyjeżdżali, nawet nie wiadomo kto był w Unii Europejskiej, gdzie wyjeżdżał, nie było pieczątki, nie było żadnej kontroli, było wejście, ale nie było exit control. Polegało to na tym, że pozwalało się ludziom napływać nielegalnie i potem politycy mogli ogłosić amnestię co parę lat. Ogłaszanie amnestii jest bardzo politycznie atrakcyjne dla każdego polityka, pokazuje jaki jest wspaniały. W Australii nie mówi się o emigracji, tylko o sytuacji: jak już ludzie są tutaj, to co zrobić z imigrantami, którymi trzeba się zaopiekować i albo integrować albo nie. Czyli brakowało rozmowy. Teraz te rozmowy się zaczynają, ale nadal brak prawdziwej polityki na temat, jakim chcemy być krajem, ile osób potrzebujemy do pracy. Parę takich wątków zostało już podjętych. W Australii jedną z największych debat o zasięgu krajowym jest debata na temat migracji. Obecnie mamy prawie 25 milionów imigrantów, 12 było jak urodziłem się w Polsce. W ciągu mojego życia liczba imigrantów w Australii się podwoiła. To jest bardzo szybki przyrost. Ale czy powinniśmy mieć właśnie te 25 milionów, czy może 50? Jakim celem jest imigracja? Jest bardzo duża zależność pomiędzy wynikami ekonomicznymi i imigracją. Gdybyśmy nagle zatrzymali imigrację, oczywiście wzrost PKB by spadł. Chcielibyśmy utrzymać, żeby ekonomia rosła pomiędzy 3-4%, a inflacja była około 2%. Bank Narodowy Australii nad tym pracuje i właściwie system emigracji (program emigracyjny) podtrzymuje nam te 3-4% PKB. Jest to właściwe wycelowanie i jest dobra koordynacja, dzięki której utrzymujemy ekonomię na takim właśnie pułapie. Druga uwaga dotyczy radykalnie innego podejścia do suwerenności granic. Była już mowa o Pacyfiku, ale jest to jeden z dwóch naszych oceanów. Mówimy, że jesteśmy drugą po Stanach Zjednoczonych najsilniejszą flotą w sensie cape ability na Pacyfiku i Oceanie Indyjskim. Oba te baseny są dla nas bardzo ważne i połączenia handlowe z innymi krajami są również bardzo ważne. Obrona granic i ta dyskusja w Europie czasami przebiega bardzo sztucznie, w sensie stawiania pytań: czy kraje mają suwerenność, żeby bronić własnych granic? czy muszą przyjmować ludzi, którzy przychodzą? Mamy pod konwencją oczywiście pewne obligacje, że musimy przyjąć, musimy patrzeć na ludzi, ale z drugiej strony, mamy też prawo bronienia swoich granic. Oczywiście temat operacji – suwerenne granice – jest teraz bardzo popularny w rozmowach z rządem polskim, z p. Mariuszem Błaszczakiem i p. Joachimem Brudzińskim. Kontekst australijski jest troszeczkę inny. Łączy się z tym zwalczanie elementu kryminalnego. Skrytykował Europę, ponieważ podejście polityków europejskich do problemów związanych z migracją ekonomiczną było zbyt powolne, a mianowicie mowa o gangach, które organizują akcje przemytnicze. Chodziło o to, żeby zatrzymać działalność tych gangów – bo to nie jest żaden wymiar humanitarny, ale przemyt. Ktoś organizuje te łodzie, ktoś na tym zarabia. Wracając do lat 2001-2005 i pracy w Indonezji, Ambasador powiedział, ze wówczas mieli informację o działaniach marketingowych – przemytnicy chwalili się pomiędzy sobą, mówiąc, że to jest lepsze niż narkotyki, przecież tam czekają w Australii, NGO’s biorą ludzi od razu. Jest to zjawisko ciekawe, patrząc na to, co się dzieje w basenie Morza Śródziemnego. Są pewne NGO-sy, są osoby, które pomagają imigrantom, ktoś przyjeżdża z Libii, ktoś sprzedaje im łódkę i ktoś na nich czeka, żeby ich odebrać, gdy dopłyną. Takie zachowania i przyzwolenie na nie, nie jest legalne w Australii. Dlaczego utrzymujemy granice bardzo dobrze kontrolowane, bo to właśnie sprawia, że ludzie ufają naszemu systemowi imigracyjnemu. Ludzie stoją w kolejce, bo wiedzą, że pomagamy osobom, które najbardziej potrzebują pomocy, a nie tym, co mają 10 tysięcy żeby zapłacić przemytnikowi. Dlatego mamy kursy w różnych ośrodkach, takich jak Refugee Camps, kursy 5-dniowe dla osób, które przyjadą do Australii, żeby nauczyć je jak się je widelcem, jak się mieszka w dużym mieście, żeby ułatwić imigrację osobom, które nie mają 5 czy 10 tysięcy, żeby dostać się na łódkę i przeskoczyć kolejkę.