Czy dyplomacja powinna być niedyplomatyczna?

Udostępnij strone

amb. Grzegorz Dziemidowicz

 

Czy dyplomacja powinna być niedyplomatyczna?

 

Pytanie – w zamyśle retoryczne – postawione w tytule, powinno otrzymać prostą i jasną odpowiedź. Tymczasem nie jest to możliwe, im bardziej analizujemy problem, tym więcej napotykamy wątpliwości.

Dylemat podstawowy – czym jest dzisiaj dyplomacja? Narzędziem realizacji polityki zagranicznej państwa? Tak przynajmniej wynikałoby z pozycji resortu spraw zagranicznych w strukturach administracji każdego kraju. Ale przecież dyplomacja nie zaczyna się i kończy na dyrektywach Centrali. Ona także wpływa, poprzez swoje placówki: ambasady i konsulaty na kształtowanie relacji z partnerami z zewnątrz. Dostarczając informacji i analiz z „pierwszej ręki” ma swój poważny udział w podejmowaniu często strategicznych decyzji. Zatem jest nie tylko wykonawcą poleceń, ale i współautorem koncepcji politycznych. Przekładając to na język codziennej praktyki – dyplomacja musi być „dyplomatyczna”, co wynika z jej roli, funkcji, a także historii i tradycji.

Nie brak jednak krytyków, kwestionujących ten pogląd. Ich zdaniem obecne realia przedstawiają inny obraz. Żyjemy w czasach globalnej informacji, a nie gabinetowych rozważań w wąskim gronie, gdzie kilku dostojnych oficjeli roztrząsało z należytym namaszczeniem losy państw i narodów, zaś podejmowanie decyzji trwało odpowiednio długo, by przedyskutować i uzgodnić wszystkie szczegóły.

Dzisiaj obieg informacji jest błyskawiczny, a reakcja i w ślad za nią decyzja o działaniu, mogą być natychmiastowe, bez dłuższego zastanawiania się nad formą. Klasyczny wymiar dyplomacji przysłonięty jest w mediach, zwłaszcza w internecie, dyplomacją publiczną, a więc dostępną powszechnie, na użytek praktycznie każdego. Politycy, korzystając m.in. z mediów społecznościowych, nie wahają się przed kategorycznymi, niekiedy skrajnymi opiniami, sporządzonymi niezgodnie z protokołem i formalnie przekazywanymi notami.  Ostrzałem z Twittera poruszają opinię społeczną, nie tylko własną, czyli potencjalnych wyborców, ale i zagraniczną, również i tam szukając poklasku dla swoich racji.

Z tego punktu widzenia staje się „niedyplomatyczna”, ostentacyjną transparentnością ma przekraczać formalne bariery, transparentnością przebijać zakulisowe gry i polityczne zakamarki, dać prosty przekaz, dostępny w internecie i telefonach komórkowych.

Biorąc pod uwagę postęp w sposobach komunikowania się ludzi, a więc także polityków i dyplomatów, możemy sobie wyobrazić stosunki międzynarodowe bez – dość kosztownych i wymagających oprawy – wizyt. Rozmowy liderów można przecież zastąpić rozmowami na skypie. Rozbudowaną protokołem korespondencję dyplomatyczną są w stanie wyprzeć maile, zaś poufność negocjacyjna mogłaby zniknąć w tweetowej chmurze, zgodnie z przekonaniem, iż mnogość informacji bardziej zaciemnia, niż ich brak.

O ile dzisiaj trudno zakładać radykalne zmiany w sposobie uprawiania dyplomacji, o tyle w oczywisty sposób musi się ona dostosowywać do zachodzących zmian. Czyniła tak od dawna, ale w powszechnym osądzie była i ciągle jest specyficzną sztuką, okrytą „płaszczem iluzji”.

Tymczasem dyplomacja nie jest sztuką, a rzemiosłem. W dodatku zbiorowym przedsięwzięciem, sumą indywidualnych umiejętności pracowników Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ten zawód nie sprowadza się ani do wykształcenia, charakteru, inteligencji, umiejętności porozumiewania się czy zdolności dostosowania do słusznych bądź niesłusznych wymagań przywódców politycznych, ani w    reszcie do odwagi moralnej. Wszystkie te cechy są w naturalny sposób przydatne, niektóre wręcz niezbędne w odpowiednich momentach.

Jakość dyplomacji mierzona jest przede wszystkim jakością kadr, wartością dodaną każdego z członków zespołu służby dyplomatycznej. Nie artystów, a raczej biegłych rzemieślników. Nikt nie rodzi się dyplomatą by pretendować do miana dyplomaty kompletnego. Praca w tym zawodzie oznacza konieczność ustawicznej edukacji, dostosowywania własnych umiejętności do nowych sytuacji, odmiennych wyzwań, a ponieważ dyplomacja to profesja publiczna, braki i niedoskonałości są widoczne.

Dyplomacja to również zawód dla cierpliwych. Wymagają tego relacje, nie tylko z partnerami „po drugiej stronie”. Cierpliwość jest chyba bardziej potrzebna „pro domo sua”. Wiele jej trzeba, by wyjaśniać przełożonym, często z politycznego nadania, jak interpretować fakty, a przede wszystkim, by ich przekonać, że potrzebują takiej, a nie innej wykładni. Cierpliwość i dokładność nie oznaczają przy tym otwartości. Bieg wydarzeń niesie z sobą niebezpieczeństwa pochopnych reakcji. Zatem zbyt wielu ocen nie należy ogłaszać od razu, lecz bardzo ostrożnie się nimi dzielić w odpowiednim momencie. Z tego też powodu dyplomacja powinna jednak położyć akcent na „dyplomatyczność”.

Jak się wydaje, różnice w pojmowaniu interesów państwa w stosunkach ze światem zewnętrznym polegają przede wszystkim na wyborze taktyki działania. Pomniejszając lub odrzucając tradycyjne metody jako niepotrzebnie krępujący gorset, można wybrać aktywność bezpośrednią, anonsowaną do opinii publicznej i szukającą jej aprobaty. Przy odpowiedniej determinacji i chwytliwej interpretacji, politykę zagraniczną można sprzedawać jako produkt, odnosząc przy tym doraźne sukcesy. Przykładów jest wiele, zarówno w historii, jak i dzisiejszych stosunkach międzynarodowych, nie brakuje liderów bardziej podobnych do salesmenów, niż polityków.

Tendencje do niekonwencjonalnych rozwiązań w relacjach zewnętrznych, przekraczanie uznanych parametrów, narzucanych przez biurokratyczną przecież strukturę, jaką jest dyplomacja, nie są niczym nowym lub odkrywczym. Problemem jest – na dłuższą metę – skuteczność takiego wyboru. Zmieniające się warunki narzucać będą inne rozwiązania lub wariantowe stosowanie wcześniejszych metod.

Wreszcie, stwierdzenie: czy sama dyplomacja nie jest przykładem „niedyplomatyczności”, to tylko pozorny paradoks. Podręczniki historii stosunków międzynarodowych, pamiętniki uczestników dyplomatycznych potyczek czy wreszcie bieżące opisy kontaktów zewnętrznych pełne są przypadków błędów, wpadek, ciętych, niecenzuralnych ripost i gaf, przeczących uświęconym kanonom. Nadają one zresztą barwy i atrakcyjności nudnawym schematom. Osobistych motywacji osób zaangażowanych w aktywność dyplomatyczną nie sposób przecież do końca przewidzieć. Do tego dochodzą oczywiście braki, wynikające z naszej niedoskonałości (czyt. niewiedzy).

Zwrócę na koniec uwagę na jeszcze jedną cechę, w której wyraźnie widać różnicę między „dyplomatycznością” a „niedyplomatycznością”. Jest nią kultura słowa, wpisana w zawód, więcej – w zawodowy profesjonalizm. Kultura słowa zarówno pisanego, jak i mówionego. Jakże kłóci się z dzisiejszą skrótowością i dążeniem do upraszczania opisu, kosztem finezji i doboru argumentów.

W rocznicę 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości warto, w kontekście tytułowego pytania, przypomnieć epizod z konferencji w Wersalu, zatwierdzającej status państw i ład w Europie po Wielkiej Wojnie 1914-1918. Jeden z trzech głównych przywódców (obok prezydenta USA i premiera Francji) brytyjski premier Lloyd George skarżył się na nienasycone polskie apetyty, sięgające roszczeniami po ziemie hiszpańskie i tureckie. A chodziło o podobnie brzmiące w języku angielskim nazwy Śląska (Silesia) i Cylicję w Turcji oraz naszą Galicję, czyli dawny zabór austriacki i prowincję o tej samej nazwie w Hiszpanii. Trzeba było zawodowych dyplomatów, by wyprowadzić premiera z błędu.

W konkluzji, na pytanie postawione w tytule można odpowiedzieć iście jak Pytia – i tak, i nie! Dyplomacja powinna być nie tyle „dyplomatyczna” lub „niedyplomatyczna” – co skuteczna. Tego się od niej wymaga i za to się jej płaci!

 

 

 

POZOSTAŁE ARTYKUŁY:

Czy dążenie do prawdy historycznej trwale podzieliło Polaków? – prof. Stanisław Mocek

Czy historia nas czegoś nauczyła? – prof. Michał Komar

Od „Donosów” do fake newsów  – red. Sławomir Kosieliński

Bohaterowie trzeciej niepodległości – prof. Jan Skórzyński

Czy jesteśmy bardziej zagrożeni niż w XX wieku? – dr Krzysztof Liedel, dr Paulina Piasecka

Czy Polacy nauczyli się przedsiębiorczości? – prof. Małgorzata Baran