prof. Michał Komar
100 lat niepodległości. Czy historia nas czegoś nauczyła?
Obym się mylił!
Oby moje przewidywania się nie sprawdziły!
Obawiam się jednak, że będzie inaczej.
Obawiam się, że w trakcie obchodów Stulecia będzie mnóstwo wzniosłych i nie zawsze rozumnych przemówień, mnóstwo defilad, mszy, akademii, capstrzyków, orkiestr, petard i rac, przypomnień, jak to stał się cud, a jak wiadomo cuda stają się nagle i nieoczekiwanie, na tym przecież polega ich cudowność, i że oto – proszę bardzo: 10 listopada Józef Piłsudski przyjechał z Magdeburga do Warszawy… i po dwudziestu czterech godzinach „wybuchła Polska” – a mało będzie, stanowczo za mało pamięci o pracy umysłowej, która ten cud poprzedzała, za mało będzie o myśleniu, w którym realistyczne spojrzenie na świat łączyło się z wolą planowania przyszłości – tym samym odsuwając na bok mesjańskie rojenia.
Mam przed sobą pożółkły egzemplarz Pisma Tygodniowego „Widnokrąg” wydanego 4 listopada 1916 roku. Osiem kolumn, trzy artykuły, wiersz i rubryka humorystyczna za 25 kopiejek – z tym, że „dla studentów i nauczycieli ludowych 25 procent ustępstwa”. Wydawcą/redaktorem „Widnokręgu” był Wincenty Rzymowski, dziennikarz, tłumacz, działacz ruchu wolnomyślicielskiego, członek tajnego Związku Patriotów i Klubu Państwowców Polskich, zaś sekretarzem redakcji Tadeusz Hołówko, działacz Polskiej Partii Socjalistycznej, współtwórca Polskiej Organizacji Wojskowej i członek Pogotowia Bojowego PPS. Rok wcześniej obaj odmówili poddania się nakazom cenzury niemieckiej. Zostali aresztowani i internowani w obozie jenieckim. Uwolnieni w 1916 roku natychmiast powrócili do wydawania „Widnokręgu”. Rozmaicie potoczyły się ich losy późniejsze. Hołówko, rzecznik porozumienia polsko-ukraińskiego został zamordowany w 1931 roku przez członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Rzymowski w lipcu 1944 roku brał udział w redagowaniu Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, został członkiem PKWN obejmując stanowisko kierownika Resortu Kultury i Sztuki, w sformowanym w czerwcu 1945 roku Tymczasowym Rządzie Jedności Narodowej piastował tekę ministra Spraw Zagranicznych, zmarł pięć lat później. Chociaż ich losy to ciekawy temat, chciałbym przybliżyć głównie to, co mieli do pomyślenia i powiedzenia o niepodległości Polski na przełomie października i listopada 1916 roku.
Ten – szesnasty – numer „Widnokręgu” uzyskał pozwolenie cenzury niemieckiej 2 listopada 1916 roku i tegoż dnia został przeniesiony przez gońca z siedziby redakcji na Krakowskim Przedmieściu nr 7 do drukarni Bogusławskiego na ul. S-to Krzyskiej (Świętokrzyskiej) 11. Historyk przypomni, że stało się to na trzy dni przed ogłoszeniem Aktu 5 Listopada, w którym władze niemieckie i austro-węgierskie złożyły ogólnikową obietnicę stworzenia Królestwa Polskiego, „samodzielnego” lecz nie „niepodległego”. Wiele wskazuje na to, że redaktorzy „Widnokręgu” wiedzieli o przygotowywanym do ogłoszenia Akcie i poprzedzającej go konferencji w Pszczynie, w czasie której omawiano możliwości powołania miliona Polaków do służby w armiach niemieckiej i austro-węgierskiej. Akt miał stworzyć atmosferę sprzyjającą mobilizacji, toteż w artykule wstępnym czytamy, że „społeczeństwo polskie (…) gotowe jest do największych ofiar dla odbudowy własnego gmachu państwowego. Państwa centralne przykładając do tego rękę, spełnią wielki o epokowym znaczeniu czyn”. Tyle co należało się cesarzom, ale przecież szło o sprawę większą…
Co najmniej trzy-czwarte objętości „Widnokręgu” zajęły dwa artykuły: wstępny „W przededniu powstania państwa polskiego” i będący jego interesującą kontynuacją „Reforma szkolna”. Najpierw o pierwszym, którego autorem był Tadeusz Hołówko:
- „Społeczeństwo polskie w ciągu tych (…) lat wojny odbyło ogromną ewolucję duchową: myśl o własnym państwie jeszcze przed dwoma laty traktowana przez większość jako piękna złuda, dziś zrosła się z psychiką tejże większości, przyoblekła się już w realne kształty oczekiwania dnia jutrzejszego”.
- „Chwila proklamowania państwa polskiego z własnym rządem, sejmem i armią nieuniknienie spowoduje przewrót duchowy w nastrojach narodu (…) Proklamowanie państwa polskiego będzie jedną z najpiękniejszych kart w dziejach powszechno-ludzkiej cywilizacji, będzie to bowiem chwila zmartwychwstania wielkiego narodu. Przed zdumionym obliczem Europy zamiast narodu biernego, rozbitego, szukającego po omacku dróg, pod czarem tego faktu stanie naród skonsolidowany (…). Państwa centralne uczynią dobrze, przyśpieszając ogłoszenie państwa polskiego, zarówno w interesie własnym, jak również w interesie najwyższych wartości cywilizacyjnych”.
- „Dla dzisiejszej despotycznej Rosji wieść o powstaniu państwa polskiego będzie zwiastowała początek końca, pierwszą degradację Rosji z jej wielkomocarstwowego stanowiska, za którą siłą rzeczy nastąpią nowe; dla tylu zaś narodów, podbitych przez Rosję, wieść o państwie polskim będzie wieścią błogą, bowiem nieść im będzie nadzieję lepszej przyszłości i dla nich”.
- „… państwo polskie będzie ogromną miną podłożoną pod jeden z najważniejszych zrębów państwowości rosyjskiej: pod ziemie Litwy i Ukrainy. (…) należy się spodziewać, że we Lwowie inaczej ułożą się stosunki polsko-ukraińskie, że z bankructwem N.-Demokracji umrze i waśń polsko-ukraińska (…) i wśród innych ludów imperjum rosyjskiego, dziś nieśmiało poczynających myśleć o swej odrębności: wśród Białorusinów, Ukraińców, Gruzinów i Ormian, wieść o powstaniu państwa polskiego wznieci niezawodnie zaczyn separatyzmu”.
- „…czeka rząd rosyjski walka z własnym społeczeństwem, które, nie ulega wątpliwości. Po wojnie, a tymbardziej przegranej, z nowymi siłami rozpocznie szturm do twierdzy rosyjskiego absolutyzmu (…) Takie mogą być dla Rosji skutki ogłoszenia państwa polskiego. Rosja upadająca, Rosja ogarnięta rewolucją (…) Czyż chwila upadku absolutyzmu w Rosji, chwila wyswobodzenia się spod jarzma narodów uciśnionych nie będzie drugim (obok powstania państwa polskiego) dodatnim rezultatem tej wojny?”.
- „My, Polacy, powinniśmy rozumieć, jakie przed nami z chwilą ogłoszenia państwa polskiego otworzą się perspektywy: od nas zależy, aby je spożytkować”.
Drugi artykuł, pióra Józefa Kodzińskiego (to prawdopodobnie pseudonim; znawcy podpowiadają mi, że być może autorką tekstu była Helena Radlińska, ale nie jestem pewien, czy mają rację) dotyczył sprawy konkretnej – reformy oświatowej zwalczającej analfabetyzm (na ziemiach zaboru rosyjskiego – 57%, w Galicji i Lodomerii – 40%, w zaborze pruskim – 5%), ale też wszystkich działań nadających projektowaniu reformy „szersze, ogólnie obywatelskie znaczenie”.
„Wielka wojna, której jesteśmy świadkami, wielka nieukończona jeszcze przebudowa, zmieniająca, jak się wydaje, z gruntu układ tektoniczny Europy, zaskoczyła społeczeństwo polskie, które nie zdawało sobie sprawy, że może tak nagle i nieoczekiwanie przyjść chwila przebudzenia z długotrwałego letargu, powołania społeczeństwa do pracy twórczej, do zastanowienia się nad własnym losem”.
„System rządzenia, jakim w stosunku do Polaków posługiwał się rząd rosyjski, nie mógł nie pozostawić głębokich śladów w psychice polskiej. Do despotycznej przewrotności przekupnych rządów biurokratycznych trzeba się było przystosować – tego wymagał od społeczeństwa instynkt samozachowawczy. (…) Z konieczności więc społeczeństwo polskie imać się musiało kłamstwa na zewnątrz, a głębokiej konspiracji wewnątrz, zapewniając sobie w ten sposób tyły, osłaniając się przed zbytnią gadatliwością współrodaków, która mogłaby odsłonić to, co miało być zakryte, zerwać tajemnice z tego, co wymagało maski”.
„Ten jedyny możliwy za czasów rosyjskich. sposób działania doprowadził do kilku nałogów, które wykorzenić nie będzie zbyt łatwym zadaniem. Przede wszystkim działanie w tajemnicy przed własnym społeczeństwem musi z jednej strony doprowadzić do lekceważenia, a raczej zupełnego nie liczenia się z opinją publiczną, opinją społeczeństwa, która w najważniejszych dla siebie sprawach, jedynych, na które mogłaby wywierać wpływ, musi milczeć w obawie skompromitowania rzeczy i ludzi, z drugiej – jako konsekwencja pierwszego – musi prowadzić do zaniku tej opinji, do zobojętnienia rzeczywistego, czy pozornego na sprawy najważniejsze”.
„Społeczeństwo odzwyczajone od omawiania publicznych spraw je obchodzących, przekonane o bezcelowości takiego omawiania, a może nawet o jego szkodliwości, stało się obojętną masą, tłumem, które cierpi na sui generis mesjanizm – wierzy w zbawienie tylko przez jednostki, które dziś obdarza bezgranicznym zaufaniem, by jutro szkalować – i w jednym i w drugim wypadku niejednokrotnie jednakowo bezzasadnie”.
„Charakterystyczne jest to, że jednostka, o ile nawet zawiedzie zaufanie tłumu, nie traci kredytu i fakt nie wpływa na jej dalsze losy. Tłum w dalszym ciągu, dzięki swej zupełnej obojętności, taką jednostkę toleruje, pozwala jej działać i t.p.”.
„Opinja publiczna jest trwałą pamięcią społeczeństwa i bacznym, czujnym sumieniem. Czy byłoby możliwe, gdyby istniała u nas opinia publiczna, aby brano na serio elukubracje człowieka, który dla skandalu, najpopularniejszej pożywki tłumu, oczernia tych, których przed niedawnymi czasy wynosił pod niebiosa…?”
„… społeczeństwo zaskakiwane jest przez różne akuszerki szczęścia, które w tajemnicy przed nim gotują mu jakąś rozkoszną dla niego niespodziankę, wymagającą przedewszystkim tajemnicy, aby dała si zrealizować i która od światła słonecznego ginie. Trzymane zdala od kuchni, w której gotują się dla niego przysmaki, nie ma zaufania do podawanych mu wytworów i nie może oprzeć się wrażeniu, że to, comu do spożycia podają, trąci falsyfikatem (…) nieuznawanie opinii publicznej, nie zasięganie jej opinji drogą publicznej dyskusji, to w sprawach pierwszorzędnego znaczenia, w sprawach, które w ten lub inny sposób przesądzają o losach Polski, działanie w tajemnicy, bez zmuszenia opinji do wypowiedzenia się, jest co najmniej naganne”.
„Przedewszystkim z takiej sprawy, jak sprawa szkolna, należy uczynić sprawę, o ile można, powszechną. Należy zmusić opinję jak najszerszych warstw narodu polskiego do wypowiedzenia się w tej sprawie. Jest to jedna z najlepszych sposobności pobudzenia społeczeństwa do namysłu nad odbudową Polski. Dyskusja nad sprawą szkolną (…) pozwoliłaby społeczeństwu uświadomić sobie, jakie są jego cele i dążenia na przyszłość, co chce urzeczywistnić w przyszłości, która jest krain; naszych dzieci (…) byłaby wewnętrznym porachunkiem narodu z samym sobą”.
„Najbardziej wychowawcze w znaczeniu ogólnie społecznym zadanie polega na zaprawieniu społeczeństwa do poczucia obowiązku i odpowiedzialności wobec przyszłości: poddając kwestię reformy szkolnej pod dyskusję ogólną, zmuszając do zabierania głosu jak najszersze warstwy społeczne, możnaby niezawodnie przyczynić się do naprawdę politycznego uświadomienia społeczeństwa polskiego”.
„Okoliczności, w jakich żyjemy obecnie, nie sprzyjają (…) przeprowadzeniu jakiejkolwiek reformy szkolnej w Polsce, niepewnej losu. Okoliczności jednak sprzyjają jak najbardziej temu, aby ze sprawy przyszłej reformy szkolnej uczynić rzecz pierwszorzędnego ogólnie narodowego znaczenia, aby dziś już rozpocząć pracę uświadamiającą ogół, że czeka go zadanie tak ważne, iż od tego lub innego rozwiązania zależy cała jego przyszłość”.
Tyle o dwóch artykułach opublikowanych w Piśmie Tygodniowym „Widnokrąg” sto dwa lata i miesiąc temu. Tyle o pracy umysłowej, dla której obawiam się – mało będzie miejsca, albo w ogóle, w czekającym nas 11 listopada zgiełku defilad, mszy, akademii, capstrzyków, orkiestr, petard i rac.
Obym się mylił!
Warszawa, 11 października 2018 Michał Komar
Uwaga! Ortografia oryginalna, sprzed reformy 1936 roku.
POZOSTAŁE ARTYKUŁY:
Czy dążenie do prawdy historycznej trwale podzieliło Polaków? – prof. Stanisław Mocek
Od „Donosów” do fake newsów – red. Sławomir Kosieliński
Czy dyplomacja powinna być niedyplomatyczna? – amb. Grzegorz Dziemidowicz
Bohaterowie trzeciej niepodległości – prof. Jan Skórzyński
Czy jesteśmy bardziej zagrożeni niż w XX wieku? – dr Krzysztof Liedel, dr Paulina Piasecka
Czy Polacy nauczyli się przedsiębiorczości? – prof. Małgorzata Baran